MAROKO

Dlaczego Maroko? Bo zawsze interesowała mnie kultura i sztuka, zwłaszcza ta odległa od kultury europejskiej. Na całym świecie ludzie mają podobne potrzeby, ale na każdym kontynencie żyją inaczej. Mają inną kuchnię, inaczej ubierają się, inaczej mieszkają, inaczej odpoczywają...
Chciałam przeżyć wakacje inaczej...
Maroko to jeden z najdalej na zachód wysuniętych krajów arabskich. Armia proroka Mahometa nazwała go Maghreb, co znaczy "ziemia, gdzie umiera słońce".

Od dawna Maroko przyciąga wielu podróżników i turystów. Dla niektórych jest krajem błękitnych mórz, złocistych plaż, krajem nigdy niekończącego się lata, krajem warowni, pałaców i minaretów, dla innych jest królestwem hałaśliwych suków, królestwem kwitnących równin, tajemniczych pustyń, królestwem miedzi, złota i srebra, królestwem sułtanów, sztuki i historii.


Dla mnie to także kraj tysięcy kolorów. Powszechnie mówi się, że każde z czterech cesarskich miast ma przypisany swój kolor. Fez jest niebieski zwłaszcza kiedy patrzymy na ceramikę. Meknes jest zielony, bo to przecież kolor islamu. Rabat jest żółty, a Marrakesz czerwony.
W tym kraju wszystko wydaje się niezwykłe: od kolorów skał, zieleni palmowych gajów wyrastających wśród piasków, architektury bardziej przypominającej baśniową scenerię niż realne budowle, ludzi, którzy wyglądają jakby przenieśli się w czasie z jakiś odległych wieków, po rzemiosło, którego fantazja jest w tak kolosalnej sprzeczności z modnym ostatnio w Europie minimalizmem.


Do Maroka wybrałam się w styczniu 2007 roku. Zima to bardzo dobry czas na zwiedzanie. Nie było upałów pozwalających na wylegiwanie się na plaży, ale pogoda sprzyjała podróżowaniu. A to jest dla mnie najważniejsze.
Dla mnie impulsem do zwidzenia Maroka były dwa filmy: "Piano Bar", do którego zdjęcia powstały m.in. w As-Suwairze oraz "W stronę Marrakeszu". Mówiąc o filmach powstających w Maroku, nie sposób nie wspomnieć o "Casablance"... O najbardziej romantycznym filmie świata, słyszał chyba każdy, oprócz mieszkańców Casablanki... Dla nich Casablanca to przede wszystkim najnowocześniejsze i najbogatsze miasto Maroka, stolica biznesu, gdzie każda licząca się firma ma swoje przedstawicielstwo. Wracając jednak do "Casablanki"... film tak naprawdę powstał w Warner Bros Studios, a nie w Maroku. Można jednak udać się do hotelu Hyatt Regency i w barze "Casablanca" zobaczyć zdjęcia i kupić pamiątki związane ze słynnym filmem Michaela Curtiza, z kreacjami Humphreya Bogarta i Ingrid Bergman.

Po nocnym lądowaniu w Adagirze, udaliśmy się do As-Suwairy.  Już kilka kilometrów od wakacyjnego kurortu niemieckich emerytów, czekała na nas niespodzianka. Pierwszy raz widziałam kozy... na drzewach.


Ubóstwo roślinne sprawia, że stada kóz mają duży problem ze znalezieniem czegoś do jedzenia. Zdesperowane wdrapują się na kolczaste drzewa arganiowe, by zjeść ich listki i owoce. Argania to słynące z długowieczności endemiczne drzewo. Można je spotkać tylko w promieniu 100 kilometrów od Agadiru. Jest pod całkowitą ochroną między innymi dlatego, że nikt nie potrafi je rozmnożyć.
Z przypominających kształtem oliwki owoców tego drzewa wytłacza się bogaty w witaminy olej. Specjalizują się w tym Berberyjki. Do wyciśnięcia litra oleju potrzeba 30 kg pestek. Poza wzbogaceniem smaku i aromatu potraw leczy on choroby skóry, poparzenia i poprawia trawienie. Na jego bazie robi się kremy, kosmetyki do pielęgnacji włosów i wiele specyfików medycyny naturalnej.


Kozy to niejedyne zwierzęta, które spotkałam na swej drodze w Maroku. Były też makaki.



W końcu dojechaliśmy do As-Suwairy - dawnej ufortyfikowanej portugalskiej twierdzy.


As - Suwaira (As-Sawírah, Essaouira) w latach 60. XX wieku stała się stolicą hippisów. Jimi Hendrix palił tu haszysz i chciał nawet kupić to miasto. Dziś jedną z rezydencji zajmuje Sting.



Kolejnym miejscem mojej krótkiej wyprawy po Maroku była Casablanca. Casablanca swoją nazwę zawdzięcza kilku białym domom, które starzeją się stojąc na brzegach jej murów obronnych. Główną atrakcją - dla jednych turystyczną, a dla innych - duchową, jest Meczet króla Hasana II, ojca obecnego monarchy.


Minaret trzeciego co do wielkości meczetu świata (po meczecie w Mecce i Medynie) ma 210 metrów wysokości. Czyni go najwyższą budowlą sakralną na świecie. Meczet wzniesiono jako dar narodu dla władcy z okazji jego 60. urodzin. Na prezent musiała się złożyć każda marokańska rodzina.
W prace budowlane zaangażowano w sumie ponad 6 tysięcy rzemieślników. Kiedy przekroczono ustalony termin oddania meczetu do użytku, pracowano również w nocy. W ciągu dnia pracowało 1400 osób, a w nocy 1000... Przy budowie tej monumentalnej budowli wykorzystano przede wszystkim marokoańskiego pochodzenia drzewo cedrowe oraz marmur.
Wspaniała budowla, która mieści w sobie bibliotekę, muzeum, łaźnie parowe, szkołę koraniczna i zaplecze konferencyjne wzniesiona została na skrawku lądu. Z trzech stron otacza ją woda, co współgra z zaczerpniętą z Koranu maksymą: "Allah ma swój tron na wodzie".


Długa na 32 kilometry (niektórzy mówią, że nawet widać ją z odległości 50 km) wiązka lasera niczym gigantyczny palec wskazuje ze szczytu kierunek Mekki.

Wieczorem udaliśmy się do medyny. Zgodnie z tradycją, po długim targowaniu, wyszłam z ręcznie haftowaną oryginalną marokańską koszulą.

Następnego dnia udaliśmy się do stolicy Maroka - Rabatu. Za tymi murami mieszka król Muhammed VI z rodziną.


Na przedmieściach Rabatu znajduje się otoczona murami obronnymi osada Sala Colonia z I-IV w.n.e.
Na terenie kompleksu dobrze zachowany jest minaret dawnego meczetu, wzniesionego przez kalifa Abu Jusufa.


W oddali można znaleźć niewielkie białe budowle zakończone kopułami - to grobowce miejscowych świętych (marabutów).
Dodatkowo charakteryzuje to miejsce ogromna ilość bocianów, które przylatują tu na zimę z Niemiec.

W Rabacie mieści się mauzoleum Muhammada V i Hasana II.


Sarkofag Hasana II jest zdumiewająco skromny jak na kogoś, kto miał harem złożony z 200 kobiet... Mauzoleum wzniesiono w tradycyjnym marokańskim stylu z zielonym dachem, symbolizującym islam i bogatymi zdobieniami.



  

Z Rabatu wieki temu wyruszały armie mudżahedinów na podbój Europy. Sułtan Jakub al-Mansur władający na terytorium od Tunezji po Hiszpanię postanowił wybudować tu najwspanialszy meczet świata, przy którym spotkałaby się wracająca z Europy armia. Budowle zaczęto wnosić w 1195 roku. Niestety nie doczekał się  - zmarł nim ukończono dzieło. Do dziś przetrwał minaret liczący 44 m wysokości, choć w założeniu miął mieć 60 m. Niedokończony meczet został zniszczony przez trzęsienie ziemi w 1755 roku.




Następnego dnia powędrowaliśmy do niebiesko-białej medyny.



Z Rabatu udaliśmy się do kolejnego cesarskiego miasta Maroka - do Meknes, zwanego miastem pięknych bram.

Za rządów sułtana Mulaja Ismaila (1672-1727), najbardziej krwawego z marokańskich władców, miasto znacznie rozbudowano i przekształcono w twierdzę z systemem murów i bram, trzema liniami murów obronnych, specjalnymi dzielnicami wojskowymi, bramami: wjazdowymi, wyjazdowymi, dekoracyjnymi itp.
Brama el-Khemis lub Brama Czwartkowa (Bab el-Khemis gate or Thursday gate) to brama łącząca dawną dzielnicę żydowską (mellah) z ogrodami miejskimi, zbudowana w XVII wieku. Zbudowana została na terenie ofiarowanym przez Moulay'a Ismaila żydowskiemu medykowi, który opiekował się jedną z księżniczek. Brama i dwa bastiony mają trójkolorową ornamentykę ze sentencjami w kufic (pismo wczesnego islamu wywodzące się z miasta Kufa z Iraku). Początkowo służyła wyłącznie ważnym osobistościom, a w 1731 roku Moulay Abdellah (następca Moulay'a Ismaila) udostępnił ją publiczne.


Niestety nasz pobyt w Meknes był krótki, gdyż miasto czekało na przyjazd swojego króla. Dlatego też szybciej pojawiliśmy się w Fezie.



Fez składa się dzisiaj z trzech części, z których każda świadczy o innej epoce: Stare Miasto, tzw. Nowe Miasto (XIII-XV w) i Ville Nouvelle (czasy kolonialnego panowania Francuzów).
W Fez al-Dżadid (Fes el Jedid), czyli Nowym Fezie znajduje się Dar al-Machzen - pałac królewski. Zespół pałacowy zajmuje ponad 80 hektarów, stanowił główną rezydencję sułtana. Pałac królewski okrzyknięty został jedną z najwspanialszych budowli świeckich w Maroku.





Średniowieczną medinę Fas al-Bali otaczają mury obronne, a do środka można się dostać jedną z czternastu bram. a najbardziej reprezentacyjną jest Bab Bu Jaloud (nazwaną przez miejscowych Blue Gate) pochodzącą z 1913 roku. Zielono-złoto-błękitna brama misternie zdobiona jest płytkami ceramicznymi zulajdż.
Medina Fezu jest najbardziej skomplikowaną milą kwadratową na świecie - składa się bowiem na nią niemal 1000 pogmatwanych uliczek, dziesiątki tysięcy niewysokich domów, pałaców i meczetów. Żyje tam i pracuje 200 tysięcy osób. Jest największą ostoją średniowiecza na świecie. Uliczki są tak wąskie, że niczego poza niebem nie widać. Ta część Fezu nie zmieniła się od wieków, bo nie można tu wjechać żadnym budowlanym sprzętem. Jedynym środkiem transportu w medinie jest osiołek. Zabudowa jest niewysoka. Płaskie dachy pełnią funkcję tarasów i systemów komunikacyjnych - jeśli ktoś kupi sobie nowe meble, musi je transportować dachami...
W tej medinie również zakupiłam kolejną pamiątkę, którą mam do dziś - torebkę.

Na terenie medyny znajduje się jedna z najbardziej znanych i najpiękniejszych medres miasta, czyli szkół koranicznych, Bou Inania (Bu-Inanijja) z XIV wieku.
Dwukondygnacyjna, zbudowana na planie prostokąta w wewnątrz posiada kwadratowy dziedziniec wyłożony płytami z marmuru i onyksu. Dziedziniec otoczony jest z trzech stron krużgankami. Charakteryzuje się licznymi majolikami (zellidż), sztukaterią (muqarna) i rzeźbionymi w drewnie dekoracjami.



Bardzo ważnym miejscem w Fezie jest meczet Al-Karawijin (Qairawiyin). Jego nazwa pochodzi od tunezyjskiego miasta Kairuan, czwartego świętego miasta islamu). Powstał on w IX wieku i uchodził za ważny ośrodek nauki Koranu, matematyki i filozofii.
Założony w 819 roku przez Fatimę, córkę bogatego kupca, uniwersytet Qairawiyin stał się najważniejszym ośrodkiem kultury islamskiej.  Meczet ten jest uważany za jeden z najstarszych uniwersytetów świata.


Rękodzieło to jeden ze znaków firmowych Maroka. Meczety, bramy domostwa i hoteliki są wręcz "wytapetowane" ręcznie robionymi mozaikami. Charakterystyczne kolory to zieleń, kobalt, żółć ułożone we wzory geometryczne i roślinne.




Suk (targ) to serce każdego miasta stanowi niezwykłą mieszaninę kolorów, zapachów i dźwięków. Barwny tłum krąży między straganami od rana do późnego popołudnia. Plątanina uliczek łączących poszczególne części jest istnym labiryntem. Znalezienie czegokolwiek bez lokalnego przewodnika jest kwestią przypadku. Kupić tu można wszystko: jedzenie, przyprawy, mydło, skóry, ubrania, torby, meble, dywany...


W labiryncie uliczek ukryte są miejsca pracy miejscowych rzemieślników.


W jednej z uliczek pracują szewcy, szyją babouche - tradycyjne skórzane męskie pantofle ze spiczastymi noskami. Gdzieś dalej pracują krawcy i kowale.







W medinie Fezu znajduje się garbarnia Szawara, gdzie technologia pracy nie zmieniła się od średniowiecza. Co jakiś czas ludzie zanurzają partię świeżych skór w kadzidłach z moczem i barwnikami.
To prawda, zapach, jaki unosi się dookoła, nie zachwyca, ale zawsze można mieć pod ręką świeżo pachnący listek mięty.


Obraz medyny nas trochę zaskakuje. Na pierwszy rzut oka widać biedę, ale każdy telewizję satelitarną ma...


Panorama Fezu



Po Fezie przyszedł czas na Marrakesz. Zanim tam dojechaliśmy, zatrzymaliśmy się w górskim kurorcie  Ifrane.


 Zwiedzanie Marrakeszu rozpoczęliśmy od Pałacu El – Bahia. Został on zbudowany w XIX wieku przez wezyrów sułtanów z dynastii Alawitów. Pałac jest misternie zdobiony mozaikami i bogatą ornamentyką.


Oglądaliśmy poszczególne sale haremu: każda z żon miała osobny pokój z wyjściem do dużego patio lub małego ogrodu  z cytrusowymi drzewkami.


Dalej przyjęliśmy kierunek na minaret meczetu Kutubijja.


Minaret meczetu Kutubijja (Meczet Księgarzy) posłużył jako model dla późniejszych budowli Almohadów: wieży Hasana w Rabacie i La Girlady w Sewilli.  Minaret ma blisko 70 metrów wysokości i zachowuje proporcje 1:5 (wysokość wieży stanowi pięciokrotność jej szerokości).
To właśnie z tym meczetem związana jest legenda czerwonego miasta. Według niej podczas budowy meczetu Kutubijja polało się tak wiele krwi, iż od tego czasu mury i domy starego miasta mają rdzawoczerwony połysk.

Medynę Marrakeszu otaczają wspaniałe mury obronne. Wzniesione z ubitej gliny pise sięgają 9 metrów.




Sercem Marrakeszu jest Jemma el Fna. Plac Jemma el Fna to nie tylko obraz, to także dźwięk: dźwięk bębnów, kastanietów, brzęczących łańcuszków, tancerek, ryczących osiołków i wzywających do modlitwy muezzina. Plac Jemma el Fna to nie tylko obraz i dźwięk. To także zapach. Pachnie grilowane mięso, warzywa duszone w glinianych tajine, złoci się gorący kuskus, bulgocze harira - gęsta zupa z soczewicy, podrobów i baraniny. Wieczorem na placu odbywa się największe barbecure pod gołym niebem na świecie. Do tego można jeszcze spotkać woziwodów sprzedających wodę...





Jemma el Fna oznacza "stowarzyszenie umarłych". Nazwa placu przypuszczalnie wzięła się stąd, że XIX wieku wystawiano tu na widok publiczny głowy straconych kryminalistów, zatykane na wysokich tyczkach. Mimo że plac jest przede wszystkim turystyczną atrakcją, przyciąga rzesze miejscowych. Przebywając tutaj ma się wrażenie, że uczestniczy się w niesamowitym spektaklu. Z minuty na minutę na placu jest coraz więcej ludzi: tancerze, akrobaci fikający koziołki, wykonujący gwiazdy, salta, zaklinacze węży w dżellabach, kobiety ubrane w czarczafy malujące dłonie henną. Scena wygląda dokładnie tak, jak w filmie "W stronę Marrakeszu" G. MacKinnona. Oglądając film "W stronę Marrakeszu" z Kate Winslet, której zbuntowana bohaterka szuka w czerwonym mieście duchowej równowagi, trudno uwierzyć, że wszystkie sceny z Jemaa el Fna, czyli centralnego placu Marrakeszu, kręcono w jego wiernej kopii,  wybudowanej w pobliskiej wiosce Qumnast. Filmowcom przeszkadzał autentyczny gwar i ruch powodowany przez niezliczonych muzyków, zaklinaczy węży, gawędziarzy, sprzedawców ziół, akrobatów. Wiele problemów stwarzały także plenery w Medinie, których nie sposób było skopiować w innym miejscu. W wąskie uliczki mogły wjeżdżać tylko wozy zaprzężone w konia lub osła. Inaczej nie dało się transportować sprzętu.


 W 1985 roku medina w Marrakeszu została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Podczas wyprawy po Maroku zafascynowali mnie ludzie. Współcześni Marokańczycy wywodzą się od Berberów, Arabów i czarnoskórych Afrykańczyków - potomków niewolników sprowadzonych z Mali, za panowania Sadytów.


Berberowie to najliczniejsza grupa etniczna w blisko 33 milionowym Maroku (nazwa wywodzi się od słowa barbari, jakim określano niemówiące po łacinie ludy Maghrebu). Berberowie, czyli "barbarzyńcy", to nazwa, jaką określili ich Rzymianie. Berberowie mówią zaś o sobie "Amazigh", co oznacza "wolni ludzie". Przybyli oni tutaj na długo przed Arabami. Ich kultura liczy ponad 4 tysiące lat. Nadal zamieszkują oni głównie górzyste i pustynne części kraju, dokąd przenieśli się po pierwszych latach najazdów arabskich. Przed przyjęciem religii Arabów, Berberowie wyznawali chrześcijaństwo i judaizm.


Wśród rodzinnej marokańskiej ludności prężną siłę sprawczą nadal stanowią obrzędy i praktyki. Aptekarze na sukach sprzedają zasuszone kawałki skór zwierzęcych czy gady w formalinie. Powszechna jest też wiara w liczne dobre i złe dżiny i nigdy nigdy nie lekceważy się mocy tzw. złego oka - uroku rzucanego przez zazdrosną osobę. Matki swym dzieciom dają talizmany - wisiorki w kształcie dłoni Fatimy, skórzane woreczki z wersetami Koranu albo niebieskie koraliki.

Wśród kolorowych stoisk są drzwi prowadzące do berberyjskich aptek. Na piętrach są pracownie, w ktrórych produkuje się specyfiki na różne dolegliwości: ziołowe herbatki, nalewki, olejki, oliwy, a wszystko to z naturalnych składników: arganu, mięty, werbeny, eukaliptusa, kokosa czy szafranu...


Marrakesz był ostatnim punktem naszego wyjazdu. Wróciliśmy do Adagiru, gdzie czekał na nas już tylko lot do kraju. W słońcu mogliśmy zobaczyć położoną na wzgórzu w północnej części miasta kazbę. Na stoku wzgórza z kamieni ułożony jest napis „Bóg, Ojczyzna, Król”.

Podczas naszego wjazdu niemal codziennie mogliśmy skosztować marokańskich potraw. Marokańska kuchnia odzwierciedla bogate dziedzictwo kulturalne kraju. Berberowie na stałe wpisali w jadłospis tradycyjne danie: kuskus, beduini wprowadzili daktyle, maurowie dodali do potraw andaluzyjskich oliwki, orzechy, owoce i zioła, a Arabowie, sprowadzili przyprawy z Indonezji. Duża ilość przypraw i ziół czynią dania niezwykle barwnymi i aromatycznymi. Prawie wszystko na stole ma poza tym swoją symbolikę. Zieleń np. to kolor Proroka i oznaka płodności, cukier symbolizuje przyjaźń i życzenie dobrego zdrowia.


Często używa się tajine - gliniane naczynie złożone z okrągłego, grubego półmiska i wysokiej przykrywki - czapeczki w kształcie stożka. Przyrządza się w nim na małym ogniu potrawy o tej samej nazwie. Bazą są ułożone w piramidkę warzywa: kartofle, marchewka, cukinia, bakłażany, papryka, pomidory, oliwki, czosnek, a to tego mnóstwo przypraw.
Typowe daniamarokańskie to wspomniany już tadżin - mięso duszone  w jarzynach, a także harira - aromatyczna zupa z soczewicy i baraniego mięsa, ciecierzycy i innych warzyw, mocno przyprawiona, pastilla - mięso gołębia mielone z dużą ilością przypraw, migdałami, podawane z ciastem zwanym warka. Z deserów najbardziej popularne są rogi gazeli - rogalik z nadzieniem migdałowym.

Maroko to niesamowity kraj. Kraj, który najpierw mnie przeraził, a potem zachwycił. Przeraził mnie, kiedy byłam tam, zachwyca, kiedy jestem tu. Kiedy przechodziłam przez marokańskie medyny, myślałam o tym, by jak najszybciej znaleźć się w jakimś bezpiecznym, spokojniejszym miejscu.
Kiedy w takim miejscu znajdowałam się, marzyłam, by znów usłyszeć gwar suków. Dziś już wiem... jeszcze tam wrócę. Chcę znów znaleźć się pod szkołą koraniczną w Casablance,  poczuć zapach morza "Wietrznego Miasta" i pospacerować po Placu Jamaa El Fna w Marrakeszu.



Agadir (A) - Essaouira (B) - Casablanca (C) - Rabat (D) - Meknes (E) -  Fez (F) - Ifrane (G) - Marrakech (H) - Agadir (I)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz