MOŁDAWIA - Kiszyniów, Mileştii Mici

Mołdawia to dawna Republika Związku Radzieckiego, która swoją niepodległość ogłosiła w 1991 roku, razem z innymi krajami takimi jak Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina czy Białoruś.
W całej Mołdawii (nazwa historyczna Besarabia) mieszka zaledwie 3,4 mln ludzi (To mniej więcej tyle, ile osób zamieszkuje Dolny Śląsk). Obszarowo Mołdawia stanowi jedną dziesiątą terenu Polski i można ją porównać pod względem wielkości do województwa Wielkopolskiego. Mołdawia graniczy tylko z dwoma krajami: Rumunią i Ukrainą.
Jedna z mołdawskich legend mówi, że kiedy Pan Bóg rozdawał ludziom ziemię, to dla Mołdawii już jej nie starczyło. Wszystko dlatego, że Mołdawianin przyszedł do Pana Boga późnym wieczorem, po ciężkim dniu pracy w winnicy, kiedy cała Ziemia była już rozdana. Panu Bogu zrobiło się żal Mołdawianina, więc podarował mu kawałeczek raju.
Mimo że Mołdawia jest małym krajem nie brakuje w niej wewnętrznych konfliktów. Świadczyć może o tym fakt, że aż cztery miasta pełnią rolę bardziej lub mniej formalnych stolic: Kiszyniów - stolica Mołdawii, Tyraspol - stolica Mołdawskiej Republiki Naddniestrzańskiej, Komrat - światowa stolica Gagauzów i Soroki - stolica Romów. Jest jeszcze akcent polski - Styrcza zwana „Małą Warszawą”.
Ja poznałam tylko stolicę tego (k)raju, czyli Kiszyniów. Zamieszkuje ją około 620 tysięcy ludzi. Na pobieżne zwiedzanie Kiszyniowa wystarczy jeden dzień. Obowiązkowy jest spacer przez centrum miasta bulwarem Stefana Wielkiego (Ștefan cel Mare). Przy tej 4 kilometrowej alei usytuowane są najważniejsze budynki. Wpierw zobaczyłam zabytki miasta: Łuk triumfalny i Cerkiew Narodzenia Pańskiego.

Łuk triumfalny to brama wybudowana według projektu Zaushkevicha. Tradycja budowania łuków triumfalnych pochodzi jeszcze z czasów starożytnych. Symbolizowały one wygrane wojny. W Kiszyniowie został on wybudowany w 1841 roku przez Rosjan, aby uczcić zwycięstwo nad Turkami. W Łuku umieszczono ogromny dzwon, który został odlany z tureckich armat. Waży on prawie 6 i pół tony! Zabicie w dzwony miało symboliczny charakter przejęcia Kiszyniowa z rąk tureckich przez Rosjan. Obecnie Łuk stanowi symbol czasów, gdy tereny Mołdawii znajdowały się pod rządami Rosji. Na Łuku umieszczone są marmurowe tablice pamiątkowe, na których wyrzeźbiono rozkaz szefa sił zbrojnych ZSRR o wyzwoleniu Kiszyniowa spod okupacji niemiecko-rumuńskiej.
Tuż nad łukami znajduje się duży zegar. Kuranty wygrywają melodię, gdy wybije pełna godzina. 



Niedaleko Łuku znajduje się Cerkiew Narodzenia Pańskiego. Należy ona do najcenniejszych zabytków miasta. Zbudowano ją w latach 1830-36 przez Rosjan jako neoklasyczną budowlę zaprojektowaną przez Abrama Mielnikova.
Był to jeden z elementów planu Rosjan na rozwój centrum miasta. Kościół został zniszczony w walkach podczas II Wojny Światowej. Został on bardzo szybko odbudowany, jednak wieża dzwonnicza została zniszczona przez Rosjan w 1962 roku. Po odzyskaniu niepodległości przez Mołdawię, wieża została ponownie odbudowana w 1997 roku.
Cerkiew Narodzenia Pańskiego jest główną prawosławną świątynią w Kiszyniowie i w całej Mołdawii, która wyniesiona została do rangi katedry. 







Oprócz tych zabytków przy bulwarze znajduje się parlament, teatr, muzeum historyczne oraz park z fontannami i pomnikami uznanych Mołdawian.
Warto zobaczyć budynek Rady Miejskiej. Przepiękny budynek Ratusza został zaprojektowany przez włoskiego architekta Bernardazziego. Zegar na wieży ratuszowej wygrywa co godzinę hymn Mołdawii.


W parku za Ratuszem znajduje się bazar pamiątek (Vânzare de picturi şi suvenire).


Na bazarku można kupić oczywiście magnesy, ale też matrioszki, obrazy i wiele historycznym pamiątek. Wśród nich znalazł się też akcent polski.


Naprzeciw Ratusza w chodniku umieszczono drogowskaz z wyznaczonymi stolicami i odległościami, jakie oddzielają je od Kiszyniowa. Oczywiście jest też zaznaczona Warszawa.

 

Warty zobaczenia jest oddalony kawałek od ścisłego centrum park pamięci „Wieczność” z wielkim pomnikiem-piramidą ku czci poległych w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej oraz w konflikcie z Naddniestrzem. Pomiędzy odnogami piramidy płonie wieczny ogień, przy którym wojskowi pełnią wartę.




Pomnik Stefana Wielkiego (Stefan cel Mare) znajduje się niedaleko głównej bramy wejściowej do Parku noszącego jego imię. Stefan Wielki był najwybitniejszym władcą średniowiecznej Mołdawii. Pomnik wykonany został z brązu. Powstał w latach dwudziestych minionego wieku, w okresie kiedy Mołdawia znajdowała się w unii z Rumunią. W 1940 roku pomnik wywieziono do Rumunii w obawie przed sowietami. Po wojnie wrócił do Kiszyniowa, ale nie na swoje miejsce, tylko do parku, gdzie stał ukryty wśród drzew. Dopiero po rozpadzie ZSRR wrócił na dawny postument, stając się symbolem odrodzenia Mołdawii.







Mołdawia znana jest głównie z produkcji wina, które docenia się na całym świecie. Niektórzy twierdzą, że to właśnie dlatego granice mołdawskie układają się w kiść winogron.
Jedna z najważniejszych legend mołdawskich opowiada historię oblężenia twierdzy w Sorokach. Broniono się ostatkiem sił, brakowało jedzenia i picia. Wtedy z pomocą przyleciały bociany. Każdy z ptaków trzymał w dziobie kiść winogron. Upuszczone nad twierdzą, spadły na dziedziniec i dzięki temu broniący twierdzy mogli się posilić. Od tej pory bocian z winogronem w dziobie stał się symbolem mołdawskiego winiarstwa.




Jak przystało na (k)raj winem płynący, muszą w nim być winnice. Największą na świecie piwnicą z winami jest Mileştii Mici, której podziemne korytarze ciągną się przez 250 kilometrów.
Obecnie Milesti Mici to także ponad 100 hektarów winogradów i nowoczesne zaplecze produkcyjne. Wszystko wciąż należy do państwa. Drugą pod względem wielkości piwnicą w Mołdawii jest Cricova z korytarzami o długości ok. 120 kilometrów.


Winnica oddalona jest o 18 kilometrów od Kiszyniowa. Do upadku Związku Sowieckiego w kompleksie dojrzewało wino z całego obszaru ZSRR oraz z Bułgarii i Rumunii. Od 1992 roku są tam tylko wina mołdawskie. W 2001 roku rozpoczęto również produkcję własnych, od tych najprostszych stołowych, po dojrzałe, raczej drogie, ale bardzo wysokiej jakości wina, z tak zwanej linii kolekcjonerskiej.


Przy wejściu witają zwiedzających dwie fontanny, w których z drewnianych beczułek leje się białe i czerwone „wino”.


W piwnicznym miasteczku jeździ się samochodem. Każda uliczka ma swoją nazwę pochodzącą od winnych szczepów: Cabernet, Sauvignon, Merlot… W korytarzach znajdują się rzędy beczek i prawie 2 miliony butelek poukładanych w małych wnękach.
Wycieczka po Mileştii Mici trwa około 2 godziny. Na głębokości 60-80 m pod powierzchnią ziemi panuje stała temperatura 120C oraz 97-98% wilgotności.  Ze względu na panujące warunki, zwiedzający powinni ciepło się ubrać.
Pierwszy przejazd busikiem zajmuje około 5 minut i kończy się postojem przy wewnętrznym wodospadzie. Jest on bardzo ważny dla zapewnienia właściwej wilgotności w korytarzach.


Na ścianach znajdują się różnorodne dekoracje: witraże i mozaiki przedstawiające sceny związane z kulturą wina.


Podczas kolejnej podróży samochodem mijaliśmy labirynt uliczek z rzędami beczek.


Potem były nisze pełne butelek. Niektóre wina miały nawet 30 lat. Stąd pochodzi ulubione wino angielskiej królowej Elżbiety II.




Największa na świecie piwnica winna wraz z milionami butelek wina w 2007 roku została wpisana do Księgi rekordów Guinnessa.


Jeśli ktoś czuje niedosyt informacji na temat Mołdawii i produkcji wina, to polecam obejrzeć Makłowicza w Podróży odcinek pt.  Mołdawia winem płynąca (zwłaszcza od 17 minuty 25 sekundy).
Na końcu naszej wycieczki po Mileştii Mici zatrzymałam się w salach degustacyjnych gdzie mogłam spróbować przed zakupem w lokalnym sklepiku białego, czerwonego lub różowego wina, do tego przegryzając plasterki sera, orzeszki i suszone owoce.

Jeżeli wierzyć lokalnym legendom, wino z mołdawskich winnic ma właściwości cudowne – wzmacniające, dodające odwagi i wiary. Słynny mołdawski władca Stefan cel Mare (ten sam, któremu poświecono główną ulicę w Kiszyniowie), miał w zwyczaju wypijać puchar wypełniony mieszanką lokalnych win przed każdą bitwą z Turkami. Wszystkie te bitwy były oczywiście wygrane.

Dzień zakończyłam kolacją w La taifas (plotka). Nie trzeba wspominać, że restauracja podaje dania kuchni regionalnej przy dźwiękach mołdawskiej muzyki.

Spróbowałam m. in. sarmalę (mini gołąbki w liściach winogron), podobne do tych które jadłam kilka dni wcześniej w Rumunii, ale te były jeszcze mniejsze. Również tutaj jadłam mamałygę, o której ktoś kiedyś  powiedział że „to jest słońce i złoto czarnej ziemi besarabskiej”. Mamałyga jest tradycyjną potrawą mołdawskiej kuchni. Kiedyś kojarzona z ubóstwem, stała się powodem do określania Mołdawian mamałygami.


Po kolacji udałam się do hotelu, a następnego dnia wróciłam do Rumunii.

Na koniec tego postu chciałabym przytoczyć jeszcze pewien mołdawski zwyczaj (choć przypominający ten z Bułgarii).
Podobnie jak w Bułgarii, Święto Wiosny w Mołdawii zaczyna się 1 marca i trwa cały miesiąc. Zwane jest Marcisor (czyt. marciszor) od nazwy trzeciego miesiąca roku. Kolorami marcisoru są biały i czerwony, które symbolizują walkę dobra ze złem.
Istnieje wiele różnych legend związanych ze świętem wiosny. Jedna z piękniejszych historii opowiada, że kiedyś słońce, przybrało postać młodego, przystojnego mężczyzny i zeszło na ziemię, aby cieszyć się i tańczyć z ludźmi w ich wioskach. Radość słońca trwała bardzo krótko, gdyż podstępny smok z czarną duszą porwał je i zamknął w ciemnym lochu. Wówczas ptaki przestały śpiewać, dzieci przestały się śmiać, a rzeki płynąć. Mijały dni, jednak nikt nie odważył się zmierzyć ze smokiem. Aż pewnego dnia, dzielny wojownik postanowił odnaleźć słońce i uwolnić je. Wiedział, że czeka go daleką podróż i ciężka walka z okrutnym smokiem. Podczas wędrówki spotykał dobrych ludzi, którzy obdarowywali go swoją siłą i odwagą. Zanim doszedł do zamku minęło ciepłe lato i złocista jesień. Pod koniec srogiej zimy dotarł w końcu do zamku i stanął do walki ze straszliwym smokiem. Zacięta walka trwała trzy dni i trzy noce. Po zabiciu smoka, osłabiony od ran odważny młody człowiek uwolnił w końcu słońce, które wchodząc na niebo ucieszyło całą ludzkość, a natura zaczęła budzić się do życia. Niestety, odważny wojownik nie mógł cieszyć się nadchodzącą wiosną. Z odniesionych przez niego ran, prosto w nieskazitelny biały śnieg spływała jego ciepła krew. Z topniejącego śniegu i rozmarzniętej ziemi, wyrósł biały kwiatek, zwany przebiśniegiem. Kiedy ostatnia kropla krwi spadła na ziemię, cała ziemia była pokryta przebiśniegami, a on umarł szczęśliwy, że za cenę swojego życia uratował ludzkość.
Od tego czasu w Mołdawii istnieje tradycja splatania przez mężczyzn dwóch sznureczków, białego oznaczającego czystość, dobre zdrowie i pierwszy kwiat wiosny przebiśnieg i czerwonego, symbolizującego miłość do wszystkiego, co jest piękne, a także krew dzielnego młodzieńca. Tymi sznureczkami mężczyźni obdarowują swoje ukochane kobiety.





Kiszyniów (Chișinău)- Mileştii Mici


Gdyby ktoś nie mógł dostać się do piwnicy winnej, w której ja byłam, to polecam również piwnicę Cricova (została zaznaczona na żółto).

HISZPANIA - Pontevedra, Combarro, La Coruña, Santiago de Compostela

Hiszpania najczęściej kojarzy się z południową jej częścią: z Katalonią i wybrzeżem Costa Brava oraz z Andaluzją i wybrzeżem Costa del Sol. Dawno temu (czyt. w latach 90. poprzedniego wieku) byłam na tak zwanej pobytówce w Lloret de Mar na Costa Brava. Pogoda mnie wtedy bardzo zawiodła, ale miałam za to więcej czasu na zwiedzanie Katalonii. Udało mi się wtedy zobaczyć Barcelonę, Gironę, Figueres oraz Montserrat.

W 2016 roku wybrałam się razem z Rafałem do północno-zachodniej Hiszpanii, by odkryć, to co skrywa Galicja. Mimo że byłam tam w drugiej połowie czerwca, było pochmurnie i wietrznie. Taka pogoda nie jest jednak dużym zaskoczeniem dla tej prowincji.
Podróż rozpoczęliśmy od Pontevedry. Jak mówi legenda, miasto założył jeden z bohaterów wojny trojańskiej Teukros, syn Skamandra. Wojownik według mitologii greckiej był królem plemienia Teukrów oraz prapradziadkiem Ilosa, założyciela mitycznej Troi. Informacja o założeniu przez niego miasta Pontevedra znajduje się na głównej fasadzie budynku Urzędu Miasta Pontevedra.
W rzeczywistości Rzymianie zbudowali tu most na rzece Lérez i wokół niego zaczęło rozwijać się miasto Pontevedra. Nazwa miasta pochodzi prawdopodobnie od połączenia dwóch słów: pontis, oznaczającego most, oraz vetera, które w wolnym tłumaczeniu możemy przełożyć na słowo stary. Można więc przypuszczać, że Pontevedra zatem nazwę swoją zawdzięcza romańskiemu mostowi. Dziś Ponte do Burgo stanowi jeden z najważniejszych zabytków i symboli Pontevedry.


W Pontevedrze spacerowaliśmy bulwarem Alameda,


wzdłuż którego stoją XIX-wieczne gmachy urzędu i szkoły.


Na końcu alei wznoszą się ruiny gotyckiego kościoła Santo Domingo.


Bardzo ważnym miejscem w mieście jest Bazylika Santa María la Mayor. To najważniejszy zabytek galicyjski gotyku izabelińskiego. Oznacza to, że został on wybudowany w stylu plateresco. Bazylika pochodzi z XVI wieku i została ufundowana przez cech marynarzy. Niewątpliwie warto zwrócić uwagę na bogato zdobiony portyk.


Miasto jest także jednym z punktów na tzw. Drodze Świętego Jakuba.


Convento de San Francisco

Popularnym obiektem sakralnym zwłaszcza wśród pielgrzymów jest Kościół Pielgrzymów. Kościół poświęcony Patronce miasta - Virgen de la Peregrina - łączy elementy baroku i neoklasycyzmu. Ten XVIII-wieczny zabytek wyróżnia się główną fasadą, postawioną na planie muszli.

Po drodze „spotkaliśmy”słynnego galicyjskiego jednorękiego pisarza Valle Inclan, którego pomnik stoi na placu Mendez Nunez de Pontevedra.

Przy okazji warto wspomnieć, że to właśnie w Pontevedrze został zbudowany jeden ze statków (Santa Maria), którym Krzysztof Kolumb wraz ze swoją załogą odbył podróż do nowego świata. Początkowo okręt nazywał się La Gallega (Galicyjski).



Basílica de Santa María la Mayor - Ponte do Burgo - Valle Inclán (pomnik pisarza) - 
Convento de San Francisco - Capela da Peregrina - Ruins of Santo Domingo Church - Deputación Provincial de Pontevedra




Z Pontevetry udaliśmy się do Combarro, moim zdaniem jednej z najpiękniejszych miejscowości Galicji. Nazwa Combarro pochodzi od słowa comb, które związane jest z korzeniem, a dokładnie oznacza jego krzywiznę. Prawdopodobnie miasteczko zawdzięcza więc swą nazwę krętej linii wybrzeża, na którym leży. Niewielkie centrum zachwyca wąskimi uliczkami i ciasną zabudową, w prześwitach której można zobaczyć wody Ria de Pontevedra. Spacerując po Combarro nie sposób nie zwrócić uwagi na architekturę, w której dominują horreos, krzyże i domki rybackie.
To właśnie spichlerze (horreos) są cechą charakterystyczną Combarro. Pierwsze horreos widzieliśmy na Praza Peirao da Chousa. Spichlerze mogą być ozdobione figurami świętych i krzyżami. Horreos są zazwyczaj wykonane z granitu, a po bokach mają drewniane listwy, które pełnią funkcje wentylacyjne. Horreos stoją na słupach, by zabezpieczyć składowane zboża, ryby, warzywa i owoce morza przed wilgocią i uniemożliwić dostanie się do środka gryzoniom.


W Combarro charakterystyczne są również place, na których stoją kamienne krzyże z wizerunkiem Matki Boskiej i Jezusa. Krzyże te jako elementy galicyjskiej architektury ludowej, oprócz funkcji symbolicznej spełniały również funkcję ochronną. W małym Combarro takich krzyży jest aż siedem. W sześciu przypadkach figurka Matki Boskiej zwrócona jest w kierunku morza, a figura Chrystusa zwrócona jest w kierunku lądu. Takie ustawienie postaci wynika z tego, że rzeźba przedstawia Virgen del Carmen, która jest patronką marynarzy, więc opieką obejmuje ludzi pływających na morzu. Najnowszy z krzyży ufundowany w 1997 roku różni się od pozostałych, gdyż wyjątkowo Matka Boska zwrócona jest w stronę lądu, a Chrystus w stronę morza.
Jeden z najstarszych krzyży, prawdopodobnie postawiony w 1721 roku, stoi na placu Plaza de Fonte. Przedstawia on Matkę Boską z Chrystusem w ramionach. Pod krzyżem znajdują się symbole Męki Pańskiej: gwoździe, szczypce, młot, korona cierniowa.



W centrum znajduje się pochodzący z XVIII wieku kościół Iglesia de San Roque. Jest on typowym przykładem religijnej architektury rybackiej. Kościółek został wybudowany w miejscu zwanym oratorio. Było to miejsce, w którym mieszkańcy z pobliskich domów zbierali się na wspólną modlitwę. Początkowo modlono się do Świętego Sebastiana, jednak po straszliwej pladze, która nawiedziła cały region zmieniono patrona na Świętego Roque, który był popularny w Galicji, a ponadto był uważany za chroniącego przed złem.
Obok kościoła znajduje się kolejny krzyż, przy którym można zobaczyć wizerunek świętego Roque w towarzystwie psa.




Mimo że zwłaszcza w Combarro, można zobaczyć tyle akcentów religijnych myślę, że warto wspomnieć też o tym, że Galicja to Kraina Czarownic. W Combarro widziałam ich chyba najwięcej. Dzisiaj głównie w sklepikach i na straganach można spotkać wiele czarownic,  po hiszpańsku nazywanych Brujas, a po galicyjsku Migas.


Wierzenia związane z czarownicami to spuścizna po Celtach, którzy przybyli tu w VII wieku p.n.e. i po ich kulturze. Czarownice wychodziły z lasów o północy i zmierzały w kierunku osad. Migas panoszyły się na galicyjskiej ziemi od dawna i liczne oskarżenia i procesy sprawiły, że Filip II, żyjący w XVI wieku wysłał do Galicji komisję, której zadaniem było zbadanie sytuacji. Jej członkowie zapewniali, że widzieli czarownice wychodzące o północy ze swoich domów przez komin...
Trzeba pamiętać, że kiedy intencje Brujas nie są dobre, to jest na nie sposób, który nazywa się queimada. Jest to zabójczo mocny, bardzo słodki, a do tego malowniczo powstający trunek, którego spożycie, wraz z odpowiednim zaklęciem, pomoże nam ustrzec się przed urokiem rzucanym przez złe czarownice.


Dziś czarownice towarzyszą wszystkim festiwalom, odbywającym się w Galicji. Są maskotkami i ozdobami w domach. Obowiązkową pamiątką z podróży po galicyjskiej ziemi jest więc figurka czarownicy.

Potem wypłynęliśmy w rejs, podczas którego towarzyszyły nam delfiny. Po drodze mogliśmy też zobaczyć jak wyglądają hodowle małż.


Na pokładzie zostaliśmy poczęstowani owocami morza i białym winem. Na koniec zrobiło się bardzo wesoło i kiedy już usłyszeliśmy hiszpańską muzykę, razem z Rafałem poszliśmy zatańczyć salsę.



Następnego dnia dotarliśmy do La Coruña. Na początku udaliśmy się do parku Monte de San Pedro, w którym jest wiele punktów widokowych. 




Najpopularniejszym zabytkiem w La Coruña jest starożytna wieża rzymska Herculesa (Torre de Hércules), która jest jednocześnie latarnią morską. Wieża Herkulesa  w 2009 roku została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. 





Wieżę można pokonać wspinając się po schodach, by w końcu z góry zobaczyć wspaniałe widoki na Ocean Atlantycki. Ta 68-metrowa konstrukcja jest jedyną zachowaną latarnią morską wzniesioną w czasie rzymskiego panowania w tym regionie i jednocześnie najstarszą, działającą 2000 lat, latarnią morską na świecie. 




Z miejscem, w którym stoi latarnia związanych jest wiele legend. Jedna z nich mówi, że to tu przybył Herkules po wykonaniu jednej z dwunastu prac i nakazał zbudować wieżę. Legenda ta znajduje swe odbicie w herbie La Coruñii.
Po wdrapaniu się na Wieżę przedostaliśmy się najdłuższą morską promenadą w Europie (Paseo Maritimo) do centrum. Podczas spaceru zobaczyliśmy Colegiatę de Santa Maria do Campo.


Poszliśmy na główny plac, czyli na Plaza de Maria Pita. Tam warto zobaczyć budynek Urzędu Miasta w La Coruña oraz pomnik Marii Pita. 


Na koniec przeszliśmy się portową ulicą Avenida de la Marina.


Mimo że pogoda nam nie dopisywała, skusiliśmy się na deser w kawiarnianym ogródku.
Skoro już byliśmy w La Coruña, to warto też wspomnieć, że właśnie stąd pochodzi znana na całym świecie marka odzieżowa ZARA.

Niestety, kiedy wróciłam już do Polski, znalazłam takie miejsce, którego nie odwiedziłam, a teraz bardzo żałuję, bo już pewnie do La Coruñy nie wrócę. Jeśli jednak, ktoś z Was ma ciągle w planach odwiedzić to miasto, to polecam zajrzeć na Plaza do Humor... i patrzeć pod nogi  (miejsce zaznaczyłam żółtą pinezką).


Park Parque del Monte de San Pedro - Wieża Hurkelesa - Colegiata de Santa Maria do Campo
- Praza de María Pita - Avenida Marina - Paseo Marítimo



Na koniec udaliśmy się chyba do najbardziej znanego miejsca w Galicji, czyli do Santiago de Compostela. To średniowieczne miasto zostało uznane za pomnik hiszpańskiej kultury narodowej i wpisano je na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Przy ogromnym placu Praza de Obradoiro (Plac Seminaryjny) stoi wspaniała katedra, w której zostały pochowane szczątki Świętego Jakuba, cel wszystkich pielgrzymek do Santiago de Compostela.
Już w XI i XII wieku miasto przyjmowało ponad 500 tysięcy pielgrzymów rocznie. Tysiącletnia tradycja pielgrzymkowa Drogą Świętego Jakuba (Camino de Santiago) jest ciągle żywa wśród wiernych. Symbolem tej Drogi jest muszla pielgrzymia, nazywana czasem muszlą św. Jakuba z uwagi na fakt, iż Jakub przedstawiany był często z pielgrzymim kijem, sakwą i białą muszlą przy boku. Pielgrzymi więc idąc za przykładem Świętego, przyczepiają muszlę do swojego plecaka lub do laski. 
Można zastanawiać się dlaczego właśnie muszla stała się symbolem, a nie np. kij czy sakwa. Być może dlatego, że św. Jakub był rybakiem, albo dlatego że jej „promienie” schodzą się w jednym punkcie, tak jak wszystkie caminos spotykają się w Santiago. Znaczenie również może być bardzo symboliczne:muszla jest symbolem chrztu i zbawienia, a to właśnie św. Jakub zapoczątkował w Hiszpanii.



Muszla pierwotnie służyć miała pielgrzymowi za miskę. Zbierano je na wybrzeżu, ale też wytwarzano je czasem z ceramiki lub metalu.
Obecnie symboliczna muszla wyznacza Drogę Świętego Jakuba przez Francję i Hiszpanię. Jest widoczna na wszystkich oznaczeniach dróg i szlaków prowadzących do Santiago de Compostela. Droga Świętego Jakuba jest jednym z najważniejszych chrześcijańskich szlaków pielgrzymkowych, obok szlaków do Rzymu i Jerozolimy. Pątnika udającego się do Santiago nazywa się peregrino, tak jak pielgrzyma udającego się do Rzymu romero, a pielgrzymującego do Jerozolimy palmero. Pielgrzymów do grobu apostoła nazywano również kokijardami (od francuskiej nazwy muszli: la coquille).
Podczas pielgrzymki wędrowcy zdobywają stemple z każdego przebytego etapu w specjalnym paszporcie pielgrzyma (nazywa się on Credencial del peregrino). Paszporty te w Santiago wymienia się na tzw. compostelki, czyli zaświadczenia o ukończeniu trasy. Aby pielgrzymka została uznana oficjalnie za odbytą, należy przejść minimum sto kilometrów lub przebyć dwieście kilometrów na rowerze lub konno. W samej Galicji jest ponad 1300 kilometrów szlaków. Najpopularniejszą trasą jest Camino Frances czyli Droga Francuska, zaczynająca się w Saint Jean Pied de Port, we francuskich Pirenejach, o długości około 800 kilometrów.
Przez wieki Jakubowy Szlak przemierzało wiele znanych postaci: Karol Wielki, św. Franciszek z Asyżu, św. Elżbieta Portugalska, św. Brygida Szwedzka, Izabela Kastylijska, św. Ignacy Loyola, Jan Dantyszek czy papież Jan XXIII. Papież, Święty Jan Paweł II był w Santiago dwukrotnie, raz nawet przeszedł niewielki odcinek Camino Frances. W 2010 roku sanktuarium odwiedził  również papież Benedykt XVI.
W lipcu 2015 roku swoją ponad 4000 kilometrową i 119 dniową pielgrzymkę z Królewca do Santiago de Compostela w ramach projektu Trzeci Biegun zakończył polski podróżnik Marek Kamiński.
W październiku 1987 roku Szlak św. Jakuba został ogłoszony pierwszym Europejskim Szlakiem Kulturowym. Po sześciu latach został również wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Dla niektórych pielgrzymów Santiago nie jest ostatnim etapem marszu. Są tacy, którzy idą jeszcze kilkadziesiąt kilometrów dalej (na zachód) do Cabo Fisterra (finis terra – dosł. Koniec lądu). Stąd właśnie pochodzi symbol Drogi św. Jakuba: docierający nad ocean wędrowcy zabierali muszle jako dowód przebytej drogi. Pielgrzymi po przybyciu do Cabo Fisterra dokonywali również spalenia swoich ubrań i obuwia, symbolicznie niszcząc, co złe, zaczynając jednocześnie nowe życie bez grzechu.


Przylądek przez wieki był uznawany za najdalej wysunięte na zachód miejsce świata. Dopiero odkrycia Krzysztofa Kolumba zweryfikowały postrzeganie znaczenia Cabo Fisterra.
Warto wspomnieć, że okolica jest także nazywana Costa da Morte (Wybrzeże Śmierci). Wybrzeże swą nazwę zawdzięcza licznym wrakom statków zatopionych wzdłuż skalistego wybrzeża. Inną nazwę wybrzeże zawdzięcza Celtom, którzy osiedlili się tu w VII wieku p.n.e. i nazwali je Wybrzeżem Śmierci Słońca  ze względu na codzienne „przepadanie” najbliższej nam gwiazdy w wodach oceanu.

Wracając jednak do Santiago, po drugiej stronie głównego placu (naprzeciw Katedry)  znajduje się Pazo de Raxoi, Urząd Miasta Santiago de Compostela i siedziba Galicia Xunta (Rządu Galicyjskiego), a na prawo od schodów katedry, stoi Hostal dos Reis Catolicos (Parador), założony w 1492 roku przez Królów Katolickich Hiszpanii Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda II Aragońskiego, jako hospicjum dla pielgrzymów. 

Według legendy apostoł Jakub Większy (brat ewangelisty Jana) prowadził działalność misyjną wśród Celtów zamieszkujących Półwysep Iberyjski. W 44 zginął śmiercią męczeńską w Jerozolimie. Wkrótce po tym jego uczniowie Atanazjusz i Teodozjusz, mieli przewieźć jego ciało do Hiszpanii i pozostawić je w pobliżu Iria Flavia (obecnie Pontevedra). Sprowadzone do Iria Flavia relikwie świętego zaginęły, a miejsce pochówku zostało okryte tajemnicą. Około 813 roku miała się wydarzyć niezwykła historia. Szczątki apostoła zostały odnalezione dzięki, jak głosi hiszpańska tradycja, pustelnikowi Pelayo (Pelagiusz), który podczas swoich poszukiwań w nocy widział deszcz gwiazd spadających na pobliskie wzgórze. Podzielił się swoją wizją z miejscowym biskupem Teodomirem z Iria, który zleciwszy zbadanie sprawy, odkrył kamienny grobowiec zawierający szczątki męczennika. Biskup oświadczył, że znalezione szczątki należą do apostoła Jakuba i niezwłocznie powiadomił o tym ówczesnego króla Afonso II, który urzędował w pobliskim Oviedo. Na miejscu odnalezionego grobu wybudowano świątynię, wokół której powstała osada zwana Como Postolo (Jakub Apostoł) lub Campus Stellae (Pole Gwiazdy), później przekształcone na Compostela.
Odkrycie pustelnika spowodowało, że rzesze pielgrzymów uczyniły to miejsce sławnym w całej średniowiecznej Europie. Najwięcej turystów i pielgrzymów przyjeżdża do Santiago 25 lipca, w dniu św. Jakuba.


Budowa obecnej monumentalnej świątyni rozpoczęła się w 1075 roku. Budowla powstawała w kilku fazach i jak mówi Księga Św. Jakuba (Liber Sancti Iacobi), ostatni kamień został położony w 1122 roku. Kościół był wielokrotnie przebudowywany w XVI–XVIII wieku.
Katedra w Santiago de Compostela jest jedną z największych dzieł architektury romańskiej w Hiszpanii i najważniejszych świątyń z epoki średniowiecza. Nawa główna katedry ma 97 metrów długości a wysokość wnętrza nawy głównej wynosi 22 metry. Dwupoziomowy kościół jest trójnawową bazyliką z szerokim transeptem oraz z prezbiterium zakończonym półkolistą apsydą. Prezbiterium obiega ambit z wieńcem kaplic.
Katedra bogata jest w liczne dzieła sztuki, przede wszystkim romańskiej rzeźby, takie jak przy Puerta de las Platerias (Brama Złotników), czy Pórtico da Gloria (Portal Chwały).
Zachodnią fasadę, znaną jako Fachada de la Plaza del Obradoiro,  zdobi posąg św. Jakuba w stroju pielgrzyma z charakterystycznym kapeluszem, z laską w dłoni i symboliczną muszlą, a także wiele innych figur przedstawiających Chrystusa, apostołów i proroków. Ponadto fasadę flankują dwie średniowieczne wieże wzbogacone obfitą dekoracją rzeźbiarską z XVIII wieku. Wieże wzniesione na planie kwadratu, mają wysokość 76 metrów. Wieża północna (Torre de la Carraca) wieńczy figura ojca Św. Jakuba, Zebedeusza, a na zwieńczeniu wieży południowej (Torre de las Campanas) stoi figura Marii Salome – matki apostoła. W architekturze fasady przeważają formy charakterystyczne dla późnego baroku. Obecny kształt fasady jest wynikiem kilku rozbudowań dawnej fasady romańskiej.

Dziś fasada Katedry widnieje na hiszpańskich monetach euro, 1 cent, 2 centy i 5 centowych monetach hiszpańskich euro.




Wschodnia fasada stoi przy Praza da Quintana. Od tej strony do wnętrza prowadzą dwa portale z dwoma reprezentacyjnymi wejściami, znanymi jako Święte Wrota i Wrota Królewskie. Święte Wrota otwiera się podczas Roku Jubileuszowego 25 lipca w Dzień Św. Jakuba, a zamyka się je w najbliższą niedzielę. Po przekroczeniu tych Wrót wchodzi się do środka katedry przez kolejne mniejsze wejście, nazywane Bramą Św. Pelayo, czyli odkrywcy porzuconego grobu Św. Jakuba.




Będąc we wnętrzu Katedry należy udać się do figury Świętego Jakuba i objąć ją. Jest to obowiązkowy gest wszystkich pielgrzymów. 
Poza tym trzeba udać się do krypty, w której są przechowywane szczątki św. Jakuba oraz jego dwóch uczniów - Atanazjusza i Theodomira. Srebrny relikwiarz wykonał Jose Losada w 1886 roku, po uznaniu autentyczności relikwii św. Jakuba przez papieża Leona XIII.


Będąc we wnętrzu Katedry nie można przejść obojętnie obok Botafumeiro. Galicyjska nazwa Botafumeiro oznacza wydzielający dym, czyli kadzielnicę. Pochodzi ona z VI wieku. Zawieszona jest na sklepieniu, na skrzyżowaniu naw. Do rozkołysania Botafumeiro potrzebnych jest 6 lub 8 dorosłych mężczyzn, a zachowany do dzisiaj mechanizm do jego rozkołysania pochodzi z 1604 roku. Obecną, monumentalną kadzielnicę wykonał złotnik José Losada w 1851 roku. Ozdobiona jest bogatą dekoracją ornamentalną. Dzieło wykonane zostało z mosiądzu i brązu, a jego powierzchnia jest posrebrzana. Kadzielnica waży 80 kilogramów i ma 1,60 metrów wysokości. Zgodnie z tradycją zapach kadzidła wydalany z Botafumeiro miał także właściwości lecznicze – w celach profilaktycznych pielgrzymi wdychali dym. Dziś przede wszystkim jednak kadzielnica pełni funkcję liturgiczną; jej wielkość umożliwia okadzenie całego wnętrza katedry i tłumów pielgrzymów zgromadzonych w świątyni. To w tej bazylice zapoczątkowano używanie kadzidła (mirry, którą nacierało się ciała zmarłych, by nie rozchodził się przykry zapach) podczas mszy, by zneutralizować zapach pielgrzymów.



Apostoł zyskał także przydomek Matamaros, czyli Pogromca Maurów. To jego posłannictwu przypisywano zwycięstwo w mitycznej bitwie pod Clavijo. Legenda głosi, że św. Jakub ukazał się na czele wojsk chrześcijańskich na białym rumaku z mieczem w dłoni. Od tego miecza wywodzi się czerwony Krzyż św. Jakuba, którego ramiona przypominają głownię miecza.
Święty Jakub stał się pierwszym patronem Hiszpanii i Portugalii. Za swego patrona uznali go podróżni, sieroty, hospicja, szpitale oraz pielgrzymi.

Na koniec udaliśmy się na spacer wąskimi uliczkami Santiago, m.in. sprawdzając przy Bibliotece Uniwersyteckiej (początek ulicy Rúa do Franco), czy wybrany kierunek studiów przed wielu laty był słuszny...



A potem poszliśmy na kawę i ciacho...



Praza do Obradoiro - Praza da Quintana (de Mortos i de Vivos) - Rúa do Franco



W Santiago de Compostela zakończyła się nasza przygoda z Hiszpanią. Mam nadzieję, że nie na długo. Myślę, że czas pomyśleć o południowym wybrzeżu.





Pontevedra - Combarro - La Coruña - Santiago de Compostela