MOŁDAWIA - Kiszyniów, Mileştii Mici

Mołdawia to dawna Republika Związku Radzieckiego, która swoją niepodległość ogłosiła w 1991 roku, razem z innymi krajami takimi jak Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina czy Białoruś.
W całej Mołdawii (nazwa historyczna Besarabia) mieszka zaledwie 3,4 mln ludzi (To mniej więcej tyle, ile osób zamieszkuje Dolny Śląsk). Obszarowo Mołdawia stanowi jedną dziesiątą terenu Polski i można ją porównać pod względem wielkości do województwa Wielkopolskiego. Mołdawia graniczy tylko z dwoma krajami: Rumunią i Ukrainą.
Jedna z mołdawskich legend mówi, że kiedy Pan Bóg rozdawał ludziom ziemię, to dla Mołdawii już jej nie starczyło. Wszystko dlatego, że Mołdawianin przyszedł do Pana Boga późnym wieczorem, po ciężkim dniu pracy w winnicy, kiedy cała Ziemia była już rozdana. Panu Bogu zrobiło się żal Mołdawianina, więc podarował mu kawałeczek raju.
Mimo że Mołdawia jest małym krajem nie brakuje w niej wewnętrznych konfliktów. Świadczyć może o tym fakt, że aż cztery miasta pełnią rolę bardziej lub mniej formalnych stolic: Kiszyniów - stolica Mołdawii, Tyraspol - stolica Mołdawskiej Republiki Naddniestrzańskiej, Komrat - światowa stolica Gagauzów i Soroki - stolica Romów. Jest jeszcze akcent polski - Styrcza zwana „Małą Warszawą”.
Ja poznałam tylko stolicę tego (k)raju, czyli Kiszyniów. Zamieszkuje ją około 620 tysięcy ludzi. Na pobieżne zwiedzanie Kiszyniowa wystarczy jeden dzień. Obowiązkowy jest spacer przez centrum miasta bulwarem Stefana Wielkiego (Ștefan cel Mare). Przy tej 4 kilometrowej alei usytuowane są najważniejsze budynki. Wpierw zobaczyłam zabytki miasta: Łuk triumfalny i Cerkiew Narodzenia Pańskiego.

Łuk triumfalny to brama wybudowana według projektu Zaushkevicha. Tradycja budowania łuków triumfalnych pochodzi jeszcze z czasów starożytnych. Symbolizowały one wygrane wojny. W Kiszyniowie został on wybudowany w 1841 roku przez Rosjan, aby uczcić zwycięstwo nad Turkami. W Łuku umieszczono ogromny dzwon, który został odlany z tureckich armat. Waży on prawie 6 i pół tony! Zabicie w dzwony miało symboliczny charakter przejęcia Kiszyniowa z rąk tureckich przez Rosjan. Obecnie Łuk stanowi symbol czasów, gdy tereny Mołdawii znajdowały się pod rządami Rosji. Na Łuku umieszczone są marmurowe tablice pamiątkowe, na których wyrzeźbiono rozkaz szefa sił zbrojnych ZSRR o wyzwoleniu Kiszyniowa spod okupacji niemiecko-rumuńskiej.
Tuż nad łukami znajduje się duży zegar. Kuranty wygrywają melodię, gdy wybije pełna godzina. 



Niedaleko Łuku znajduje się Cerkiew Narodzenia Pańskiego. Należy ona do najcenniejszych zabytków miasta. Zbudowano ją w latach 1830-36 przez Rosjan jako neoklasyczną budowlę zaprojektowaną przez Abrama Mielnikova.
Był to jeden z elementów planu Rosjan na rozwój centrum miasta. Kościół został zniszczony w walkach podczas II Wojny Światowej. Został on bardzo szybko odbudowany, jednak wieża dzwonnicza została zniszczona przez Rosjan w 1962 roku. Po odzyskaniu niepodległości przez Mołdawię, wieża została ponownie odbudowana w 1997 roku.
Cerkiew Narodzenia Pańskiego jest główną prawosławną świątynią w Kiszyniowie i w całej Mołdawii, która wyniesiona została do rangi katedry. 







Oprócz tych zabytków przy bulwarze znajduje się parlament, teatr, muzeum historyczne oraz park z fontannami i pomnikami uznanych Mołdawian.
Warto zobaczyć budynek Rady Miejskiej. Przepiękny budynek Ratusza został zaprojektowany przez włoskiego architekta Bernardazziego. Zegar na wieży ratuszowej wygrywa co godzinę hymn Mołdawii.


W parku za Ratuszem znajduje się bazar pamiątek (Vânzare de picturi şi suvenire).


Na bazarku można kupić oczywiście magnesy, ale też matrioszki, obrazy i wiele historycznym pamiątek. Wśród nich znalazł się też akcent polski.


Naprzeciw Ratusza w chodniku umieszczono drogowskaz z wyznaczonymi stolicami i odległościami, jakie oddzielają je od Kiszyniowa. Oczywiście jest też zaznaczona Warszawa.

 

Warty zobaczenia jest oddalony kawałek od ścisłego centrum park pamięci „Wieczność” z wielkim pomnikiem-piramidą ku czci poległych w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej oraz w konflikcie z Naddniestrzem. Pomiędzy odnogami piramidy płonie wieczny ogień, przy którym wojskowi pełnią wartę.




Pomnik Stefana Wielkiego (Stefan cel Mare) znajduje się niedaleko głównej bramy wejściowej do Parku noszącego jego imię. Stefan Wielki był najwybitniejszym władcą średniowiecznej Mołdawii. Pomnik wykonany został z brązu. Powstał w latach dwudziestych minionego wieku, w okresie kiedy Mołdawia znajdowała się w unii z Rumunią. W 1940 roku pomnik wywieziono do Rumunii w obawie przed sowietami. Po wojnie wrócił do Kiszyniowa, ale nie na swoje miejsce, tylko do parku, gdzie stał ukryty wśród drzew. Dopiero po rozpadzie ZSRR wrócił na dawny postument, stając się symbolem odrodzenia Mołdawii.







Mołdawia znana jest głównie z produkcji wina, które docenia się na całym świecie. Niektórzy twierdzą, że to właśnie dlatego granice mołdawskie układają się w kiść winogron.
Jedna z najważniejszych legend mołdawskich opowiada historię oblężenia twierdzy w Sorokach. Broniono się ostatkiem sił, brakowało jedzenia i picia. Wtedy z pomocą przyleciały bociany. Każdy z ptaków trzymał w dziobie kiść winogron. Upuszczone nad twierdzą, spadły na dziedziniec i dzięki temu broniący twierdzy mogli się posilić. Od tej pory bocian z winogronem w dziobie stał się symbolem mołdawskiego winiarstwa.




Jak przystało na (k)raj winem płynący, muszą w nim być winnice. Największą na świecie piwnicą z winami jest Mileştii Mici, której podziemne korytarze ciągną się przez 250 kilometrów.
Obecnie Milesti Mici to także ponad 100 hektarów winogradów i nowoczesne zaplecze produkcyjne. Wszystko wciąż należy do państwa. Drugą pod względem wielkości piwnicą w Mołdawii jest Cricova z korytarzami o długości ok. 120 kilometrów.


Winnica oddalona jest o 18 kilometrów od Kiszyniowa. Do upadku Związku Sowieckiego w kompleksie dojrzewało wino z całego obszaru ZSRR oraz z Bułgarii i Rumunii. Od 1992 roku są tam tylko wina mołdawskie. W 2001 roku rozpoczęto również produkcję własnych, od tych najprostszych stołowych, po dojrzałe, raczej drogie, ale bardzo wysokiej jakości wina, z tak zwanej linii kolekcjonerskiej.


Przy wejściu witają zwiedzających dwie fontanny, w których z drewnianych beczułek leje się białe i czerwone „wino”.


W piwnicznym miasteczku jeździ się samochodem. Każda uliczka ma swoją nazwę pochodzącą od winnych szczepów: Cabernet, Sauvignon, Merlot… W korytarzach znajdują się rzędy beczek i prawie 2 miliony butelek poukładanych w małych wnękach.
Wycieczka po Mileştii Mici trwa około 2 godziny. Na głębokości 60-80 m pod powierzchnią ziemi panuje stała temperatura 120C oraz 97-98% wilgotności.  Ze względu na panujące warunki, zwiedzający powinni ciepło się ubrać.
Pierwszy przejazd busikiem zajmuje około 5 minut i kończy się postojem przy wewnętrznym wodospadzie. Jest on bardzo ważny dla zapewnienia właściwej wilgotności w korytarzach.


Na ścianach znajdują się różnorodne dekoracje: witraże i mozaiki przedstawiające sceny związane z kulturą wina.


Podczas kolejnej podróży samochodem mijaliśmy labirynt uliczek z rzędami beczek.


Potem były nisze pełne butelek. Niektóre wina miały nawet 30 lat. Stąd pochodzi ulubione wino angielskiej królowej Elżbiety II.




Największa na świecie piwnica winna wraz z milionami butelek wina w 2007 roku została wpisana do Księgi rekordów Guinnessa.


Jeśli ktoś czuje niedosyt informacji na temat Mołdawii i produkcji wina, to polecam obejrzeć Makłowicza w Podróży odcinek pt.  Mołdawia winem płynąca (zwłaszcza od 17 minuty 25 sekundy).
Na końcu naszej wycieczki po Mileştii Mici zatrzymałam się w salach degustacyjnych gdzie mogłam spróbować przed zakupem w lokalnym sklepiku białego, czerwonego lub różowego wina, do tego przegryzając plasterki sera, orzeszki i suszone owoce.

Jeżeli wierzyć lokalnym legendom, wino z mołdawskich winnic ma właściwości cudowne – wzmacniające, dodające odwagi i wiary. Słynny mołdawski władca Stefan cel Mare (ten sam, któremu poświecono główną ulicę w Kiszyniowie), miał w zwyczaju wypijać puchar wypełniony mieszanką lokalnych win przed każdą bitwą z Turkami. Wszystkie te bitwy były oczywiście wygrane.

Dzień zakończyłam kolacją w La taifas (plotka). Nie trzeba wspominać, że restauracja podaje dania kuchni regionalnej przy dźwiękach mołdawskiej muzyki.

Spróbowałam m. in. sarmalę (mini gołąbki w liściach winogron), podobne do tych które jadłam kilka dni wcześniej w Rumunii, ale te były jeszcze mniejsze. Również tutaj jadłam mamałygę, o której ktoś kiedyś  powiedział że „to jest słońce i złoto czarnej ziemi besarabskiej”. Mamałyga jest tradycyjną potrawą mołdawskiej kuchni. Kiedyś kojarzona z ubóstwem, stała się powodem do określania Mołdawian mamałygami.


Po kolacji udałam się do hotelu, a następnego dnia wróciłam do Rumunii.

Na koniec tego postu chciałabym przytoczyć jeszcze pewien mołdawski zwyczaj (choć przypominający ten z Bułgarii).
Podobnie jak w Bułgarii, Święto Wiosny w Mołdawii zaczyna się 1 marca i trwa cały miesiąc. Zwane jest Marcisor (czyt. marciszor) od nazwy trzeciego miesiąca roku. Kolorami marcisoru są biały i czerwony, które symbolizują walkę dobra ze złem.
Istnieje wiele różnych legend związanych ze świętem wiosny. Jedna z piękniejszych historii opowiada, że kiedyś słońce, przybrało postać młodego, przystojnego mężczyzny i zeszło na ziemię, aby cieszyć się i tańczyć z ludźmi w ich wioskach. Radość słońca trwała bardzo krótko, gdyż podstępny smok z czarną duszą porwał je i zamknął w ciemnym lochu. Wówczas ptaki przestały śpiewać, dzieci przestały się śmiać, a rzeki płynąć. Mijały dni, jednak nikt nie odważył się zmierzyć ze smokiem. Aż pewnego dnia, dzielny wojownik postanowił odnaleźć słońce i uwolnić je. Wiedział, że czeka go daleką podróż i ciężka walka z okrutnym smokiem. Podczas wędrówki spotykał dobrych ludzi, którzy obdarowywali go swoją siłą i odwagą. Zanim doszedł do zamku minęło ciepłe lato i złocista jesień. Pod koniec srogiej zimy dotarł w końcu do zamku i stanął do walki ze straszliwym smokiem. Zacięta walka trwała trzy dni i trzy noce. Po zabiciu smoka, osłabiony od ran odważny młody człowiek uwolnił w końcu słońce, które wchodząc na niebo ucieszyło całą ludzkość, a natura zaczęła budzić się do życia. Niestety, odważny wojownik nie mógł cieszyć się nadchodzącą wiosną. Z odniesionych przez niego ran, prosto w nieskazitelny biały śnieg spływała jego ciepła krew. Z topniejącego śniegu i rozmarzniętej ziemi, wyrósł biały kwiatek, zwany przebiśniegiem. Kiedy ostatnia kropla krwi spadła na ziemię, cała ziemia była pokryta przebiśniegami, a on umarł szczęśliwy, że za cenę swojego życia uratował ludzkość.
Od tego czasu w Mołdawii istnieje tradycja splatania przez mężczyzn dwóch sznureczków, białego oznaczającego czystość, dobre zdrowie i pierwszy kwiat wiosny przebiśnieg i czerwonego, symbolizującego miłość do wszystkiego, co jest piękne, a także krew dzielnego młodzieńca. Tymi sznureczkami mężczyźni obdarowują swoje ukochane kobiety.





Kiszyniów (Chișinău)- Mileştii Mici


Gdyby ktoś nie mógł dostać się do piwnicy winnej, w której ja byłam, to polecam również piwnicę Cricova (została zaznaczona na żółto).