ESTONIA - Tallin, Tartu


Estonia jest jednym z trzech krajów nadbałtyckich, które odwiedziłam w 2014 roku podczas swojej wakacyjnej podróży. (W kolejnych postach zostaną przestawione pozostałe dwa państwa - Litwa i Łotwa.)
Państwa nadbałtyckie, choć często są postrzegane jako identyczne, mają swoją odrębną tożsamość historyczną i kulturową. Estonia na tle Litwy i Łotwy wyróżnia się sporymi wpływami krajów skandynawskich.
Tradycyjnie na początku przytoczę trochę danych statystycznych i ciekawostek związanych z docelowym krajem podróży. W Estonii jest prawie 50 miast. Największym estońskim miastem i zarazem stolicą kraju jest Tallin, który zamieszkuje obecnie około 430 tysięcy osób. Najmniejsze estońskie miasta liczą niewiele ponad tysiąc mieszkańców. Poza tym Estonia została przez WHO uznana za jedno z najczystszych państw na świecie. Jest tu ponad 1500 wysp, 1000 jezior, 4 parki narodowe, 38 rezerwatów przyrody i 17 parków krajobrazowych... To bardzo dużo jak na państwo zajmujące powierzchnię niespełna 45,5 tysiąca km2. (na marginesie - Estonia zajmuje dopiero 131 miejsce na świece pod względem wielkości).
Podczas mojego krótkiego pobytu w Estonii udało mi się dotrzeć do stolicy kraju - Tallina i do stolicy uniwersyteckiej - Tartu.
Obecna nazwa Tallinn obowiązuje od 1918 roku. W językach fińskim i estońskim Tallinn tłumaczy się na "miasto duńskie" (taani linn) albo "miasto rolnicze" (talu linn). Inne – oprócz Kolyvana lub Kalevanlinna – historyczne warianty nazwy miasta to Rewal (Reval, Revalia, Rewel, Revel, Reveln) i Lindanisa (Lyndanise, Lindanäs).
Tallin to jedno z najlepiej zachowanych europejskich miast średniowiecznych. W kamienicach, w których zamieszkiwali niegdyś kupcy i rzemieślnicy, dziś na turystów i podróżników czekają muzea, hotele, restauracje i kawiarnie. Warto też wspomnieć, że w 2011 roku Tallin został Europejską Stolicą Kultury.
Bezpośrednio spod hotelu, w którym spędziłam dwie noce, mogłam dojechać do Starego Miasta. Należałoby podkreślić – uroczego Starego Miasta. Zdarza się, że Tallin nazywany jest Perłą Bałtyku lub Florencją Północy. Jak najbardziej zgadzam się z tą opinią.
Tallińska starówka, wspaniale odremontowana i pełna cudownych zakamarków, składa się z dwóch części, Dolnego i Górnego Miasta.
Górne Miasto zbudowane w XIII i XIV wieku zajmuje szczyt płaskiego wapiennego wzgórza Toompea i właśnie od niego zaczęłam zwiedzać Tallin. Z tą częścią Tallina związana jest pierwsza legenda, o której usłyszałam w Estonii.
Według legendy opisanej w narodowym eposie "Kalevipoeg" wzgórze Toompea to kurhan, usypany nad grobem mitologicznego bohatera Kaleva, który miał zjednoczyć wszystkie fińskie i estońskie plemiona. Jego żona Linga chciała mu wnieść godny pomnik. Gdy niosła jeden z ostatnich kamieni, potknęła się i upadła, a głaz spadł z jej pleców. Nie mając już siły podnieść się, usiadła nad nim i zapłakała. Tak powstało jezioro Ulemiste, które  służy mieszkańcom do dziś, gdyż zaopatruje miasto w wodę. W nim też leży ostatni głaz, który zsunął się zmęczonej wdowie z barków.  
Wzgórze Toompea - Góra Katedralna - obejmuje dwa place: Lossi Plats i Kiriku Plats oraz kilka uliczek. Przy pierwszym placu stoi Zamek Toompea - obecna siedziba parlamentu.




Nad budynkiem Parlamentu powiewa flaga w kolorach: niebiesko-czarno-białym. Kolory te nie są dobrane przypadkowo: niebieski jest symbolem wiary i wierności, czarny oznacza dawne ziemie estońskie lub cierpienia narodu, biały - dążenia do oświecenia i cnoty. Nie jest to jedyna przyjęta symbolika. Kolorystykę flagi estońskiej wiąże się też z naturą i pięknem krajobrazu tego kraju: w niebieskim odbijają się wody Bałtyku oraz niezliczonych jezior Estonii, bądź też po prostu symbolizuje niebo. Czarny to barwa ziemi lub tradycyjnego kaftana estońskich chłopów, a biel kojarzy się z charakterystycznymi dla pory letniej białymi nocami lub też zimowym śniegiem.



Naprzeciw estońskiego Parlamentu można podziwiać cerkiew pw. św. Aleksandra Newskiego z 1900 roku, która przypomina mieszkańcom o dawnej potędze Rosji. Cerkiew została poświęcona władcy Nowogrodu Wielkiego, Aleksandrowi, który w XIII wieku podbił większą część terenów Estonii.
Świątynia zachwyca swoją monumentalną architekturą – jest największą cerkwią prawosławną w Estonii, widoczną niemal z każdego punktu w mieście. Katedra ma pięć kopuł, trzy ołtarze i może pomieścić nawet 1500 osób. Umieszczono tu również najgłośniejszy w mieście zespół dzwonów kościelnych. Przed rozpoczęciem nabożeństw nad miastem rozlega się ich głos. Wszystkie dzwony, a jest ich jedenaście, odlano w Petersburgu, a największy z nich waży prawie 16 ton.
 
Z Lossi Plats udałam się w kierunku Kiriku Plat, przy którym stoi Katera Domska. Jest to jeden z trzech średniowiecznych kościołów, które funkcjonują do dziś w Tallinie.
 


Katedra to główny estoński kościół luterański na terenie miasta. Pierwszą świątynią, jaką zbudowano w tym miejscu był drewniany kościół z 1219 roku. Następnie w 1243 roku wzniesiono tu kamienną, gotycką świątynię. Katedra ta jest pomnikiem sztuki wzniesionym przez rzemieślników i poświęconym jako Kościół Marii Panny. Pożary i wojny zadecydowały o wyglądzie świątyni. Budowla jest ascetyczna, nie ma nadmiernego przepychu i utrzymana jest w surowym stylu. W kościele znajduje się ponad sto herbów, na podstawie których można ustalić znakomitość rodu, stan i nawet pochodzenie nazwiska.
W Katedrze znajduje się wśród kilku nagrobków, tablica nagrobkowa Otto Johanna Tuve, miejscowego hulaki i amatora kobiet. Jego wyjątkowość związana jest z tym, że kiedy nadeszła śmierć, Otto poprosił o pochowanie go u progu katedry. Chciał, by wszyscy wchodzący przekraczając próg świątyni i robiąc znak krzyża odkupowali również jego grzechy. Niektórzy złośliwi twierdzą jednak, że nawet po śmieci chciał zaglądać nadal kobietom pod spódniczki.




Niedaleko Katedry znajdują się punkty widokowe. Warto tam się udać, by móc podziwiać przepiękną panoramę tallińskiej Starówki (nazywaną w języku estońskim Vanalinn). Najczęściej opisywana jest jako miejsce magiczne, gdzie podziwiać można kilkuwiekowe mury i poczuć atmosferę średniowiecza. W mieście przetrwały całe kwartały kamienic pamiętających kupców hanzeatyckich oraz świątynie, których fundamenty powstały jeszcze w czasie chrystianizacji kraju.

  


Stare Miasto otoczone jest szeregiem baszt o czerwonych dachach, potężnymi murami i bramami. Obwarowania powstały w na przełomie XIII i XIV wieku i w ciągu stuleci otrzymały nazwy, które często w zabawny sposób oddają ich wygląd. Gruba Małgorzata to baszta o średnicy 24 metrów, z murami o grubości nawet do 4 metrów. Długi Herman liczy 48 metrów wysokości. Wieża Dzie­wi­cza była sie­dzi­bą wię­zie­nia dla pro­sty­tu­tek. Baszcie "Kiek in de kök" przydomek nadali niemieccy rycerze, którzy z górnych poziomów wieży mogli zaglądać w okna pobliskich kamienic i obserwować jakie posiłki gotują gospodynie. Stąd też pochodzi nazwa tej baszty "Kiek in de kök" -"Zajrzyj do kuchni". Dziś w wieży znajduje się sala muzealna poświęcona fortyfikacjom stolicy.




Niewątpliwie mur miejski był największym osiągnięciem architektonicznym średniowiecznych mistrzów - kamieniarzy. Budowano go w ciągu prawie 300 lat, w wyniku czego miasto uzyskało bardzo mocny system fortyfikacyjny.  W 1355 roku magistrat sporządził pierwszy wykaz wież i baszt muru miejskiego. Było ich wtedy 11. W II połowie XIV wieku i na początku XV wieku dobudowywano wciąż nowe baszty i wieże, których w końcu było już 46. Dziś system tallińskich obwarowań liczy prawie 2 km murów, 26 baszt i kilka bram zachowanych w różnym stanie. Świetnie zachowały się odcinki wzdłuż ulicy Müürivahe, przy której rozstawione są stragany z ludowymi wyrobami.
Wiek XVI był dla rozbudowy muru okresem intensywnego budownictwa. Przyczyną prac mających na celu ulepszenie muru był rozwój  broni palnej, pojawienie się min i kul armatnich. Oprócz umocnień muru rozpoczęto także budowę wysokich baszt o grubych ścianach. Baszt i wież, znajdujących się bezpośrednio w murze, było zbyt mało, dlatego rozpoczęto budowę bram zewnętrznych - Wielkiej Bramy Morskiej i Bramy Viru.


Dolne miasto zostało zbudowane w XIV - XVI wieku. Toompea zamieszkiwana była przez rycerzy, szlachtę i duchowieństwo. W Dolnym Mieście mieszkali rzemieślnicy i wolni obywatele. Co ciekawe, w każdym z z tych miast istniały inne prawa. Przez wiele lat stosunki miedzy mieszkańcami Dolnego i Górnego miasta były bardzo napięte. Oba niezależne miasta łączyły tylko dwie, zamykane nocą bramy i ulice Pikk jalg i Luhike jalg, co oznacza "Długa noga" i "Krótka noga". Dlatego też czasami Tallin nazywany jest kulawym miastem.








Jak już wcześniej wspominałam, zanim Tallin został nazwany Tallinem, nazywano go Reval (Rewel, Rewal). Według legendy, król duński Waldemar II polował na jelenie w pobliżu przejścia do Górnego Miasta. Kiedy zauważył pięknego jelonka, rozkazał złapać zwierzę żywe. Niestety jeleń uciekł i spadł z wysokiego, wapiennego zbocza wzgórza. W języku niemieckim „reh fall” znaczy „padanie zwierzyny łownej” (upadek jelenia) i stąd właśnie miała się wziąć wcześniejsza nazwa miasta. Na pamiątkę zdarzenia tuż pod Górnym Miastem stoi pomnik jelonka.








Sercem Starego Miasta nie tylko w Tallinie jest Rynek, po estońsku nazywany Raekoja plats (dosłownie „Plac Ratuszowy”). To właśnie tutaj, w 1441 roku, po raz pierwszy na świecie ustawiono drzewko świąteczne.






Na środku Rynku stoi gotycki Ratusz pochodzący z początku XV wieku. Włodarze miasta urzędowali w budynku do 1970 roku, a współcześnie mieści się tutaj sala koncertowa i muzeum. Budynek przyciąga uwagę detalami architektonicznymi – rzygaczami w kształcie smoków, podcieniami oraz smukłą ośmioboczną wieżą.


Na szczycie wieży znajduje się wiatrowskaz zwany „Starym Tomaszem” („Vana Toomas”).
Kolejną legendę jaką poznałam to właśnie  legenda o Starym Tomaszu. Od roku 1530, na szczycie wieży tallińskiego ratusza, stoi wiatrowskaz o kształcie starego człowieka w czapce, który w ręce trzyma włócznię. Legendy mówią, że w średniowiecznym Tallinie, co roku odbywał się konkurs łuczniczy. Zwycięzcą był ten, kto ustrzelił drewnianą papugę siedzącą na szczycie wysokiego słupa. W turnieju mogli brać udział jedynie bogaci arystokraci. Według podań, nikt nie potrafił zestrzelić papugi, aż strzałę w jej kierunku posłał Tomasz. Precyzyjnie trafił cel, ale pochodził z biednej rodziny, przez co ściągnął na siebie kłopoty. Szczęśliwie zamiast zostać ukaranym poprzez przywiązanie do pręgierza, dzięki swoim umiejętnościom, stał się uczniem straży. Tomasz szybko stał się uznanym żołnierzem. Kiedy umarł, miasto ufundowało poświęconą mu metalową statuetkę i zamontowano ją na ratuszu, dzięki czemu Tomasz nadal może bronić miasta. Mieszkańcy Tallina nadal wierzą, że do czasu, kiedy legendarny strażnik patrzy na miasto z góry, nic złego nie może przytrafić się miastu.

W jednym z narożników Rynku znajduje się najstarsza apteka w Europie, działająca nieprzerwanie aż od 1422 roku. Według legendy to właśnie w„Aptece Ratuszowej” (Raeapeek) wynaleziono „lek na zła­ma­ne serce”- marcepan.




W okolicach Raekoja plats znajduje się też staromiejska restauracja, w której wszystkie dania przyrządzane są na bazie czosnku. Na deser można dostać nawet lody czosnkowe! To lody waniliowe, polane toffi, z kawałkami czosnku podsmażanymi w karmelu. 



Z Rynku udałam się pod kościół Ducha Świętego.

Kościół Puha Vaimu, (Ducha Świętego) to najstarsza i najmniejsza świątynia znajdująca się w obrębie Dolnego Miasta. Pochodzi z 1316 roku. Początkowo mieścił się tutaj przytułek dla starców, o czym świadczy nietypowe dla kościołów usytuowanie. Kościoły zazwyczaj budowane są na osi wschód - zachód. Kościół Ducha Świętego zbudowany jest na osi południowy zachód - północny wschód. Warto zwrócić uwagę na zegar umieszczony na bocznej ścianie. Jest to najstarszy zegar Tallina, odmierzający czas już prawie 400 lat. Ozdobiono go rzeźbami ewangelistów.
Kościół Ducha Świętego zajmuje szczególne miejsce w kulturze estońskiej. Tutaj czytano pierwsze kazania w języku estońskim, a pastor tego kościoła Johann Koell jest autorem pierwszej księgi w języku estońskim, którą był katechizm z 1535 roku.
Idąc w kierunku Grubej Małgorzaty minęłam niewielką kapliczkę z 1909 roku. Znajduje się ona na tzw. Zielonym Targu, którego nazwa pochodzi od targu usytuowanego właśnie w tym miejscu, gdzie niegdyś sprzedawano warzywa.



Niedaleko Zielonego Targu znajduje się też inny ciekawy budynek. Należy on do Bractwa Czarnogłowych.

Główną organizacją społeczną w Rewlu była Wielka Gildia. Żeby zostać jej członkiem należało spełnić pewne warunki, np. być żonatym. Kupcy, który nie mieli żony założyli więc w 1399 roku własną organizację - Bractwo Czarnogłowych, która znana była jedynie w krajach bałtyckich (w Estonii i na Łotwie) elitarne stowarzyszenie nieżonatych kupców. Obowiązkiem każdego członka była obrona swojego miasta, udział w świętach miasta i towarzyszenie gościom honorowym.  Organizacja przetrwała do 1940 roku. Fasada gmachu ozdobiona jest herbami największych hanzeatyckich handlowych miast: Brugii, Nowogrodu, Londynu i Bergen. Można zobaczyć też obrazy Jezusa, bogini Sprawiedliwości i Pokoju, płaskorzeźby przedstawiające turnieje i pojedynki rycerskie. 



Nad oknami pierwszego piętra znajdują się portrety króla Zygmunta i jego małżonki Anny. Na ścianie można również zobaczyć rzeźby dwóch lwów podtrzymujących herb Bractwa i głowę świętego Maurycego, patrona Czarnogłowych.





Idąc dalej nie można nie zauważyć strzelistej wieży kościoła św. Olafa. Świątynia na przełomie XVI i XVII wieku była najwyższym budynkiem na świecie. Legenda mówi, że możni miasta postanowili wznieść tak wysoki budynek, aby przyciągnąć do miasta więcej kupców. Pojawił się jednak problem, komu powierzyć tak odpowiedzialne zadanie; kto wzniesie ogromny budynek i nie zażąda zbyt dużo pieniędzy? Problem niespodziewanie rozwiązał, gdy pojawił się tajemniczy budowniczy, którzy obiecał zbudować kościół. Niestety zapłata miała być większa niż możliwości kasy miejskiej. Mężczyzna obiecał zrezygnować z wynagrodzenia pod jednym warunkiem – mieszkańcy miasta muszą odgadnąć jego imię. Majster szybko pracował i nie rozmawiał z nikim. Kościół był już niemal ukończony, a włodarze miasta z każdym dniem byli coraz bardziej zaniepokojeni. Wreszcie możni postanowili wysłać kogoś na przeszpiegi, by dowiedział się, jak mężczyzna ma na imię. Szpieg odnalazł dom budowniczego, gdzie kobieta śpiewała kołysankę dziecku: „Śpij, moje dziecko, śpij, Olaf niedługo wróci, będzie miał tyle pieniędzy, że kupi księżyc”. Tak oto mieszkańcy Tallina poznali imię budowniczego. Następnego dnia, kupcy przyszli pod wieżę i zawołali budowniczego montującego krzyż na szczycie wieży: "Olaf, Olaf, krzyż jest skrzywiony!". Kiedy majster usłyszał swoje imię, stracił równowagę i spadł z wieży. Zabił się na miejscu, a z jego ust wyskoczyła żaba wraz z wężem. Ludzie wierzyli, że tak ogromny kościół można wybudować jedynie w komitywie z siłami zła. Pomimo takich przekonań świątynia została poświęcona świętemu Olafowi.
Dziś największy w Estonii gmach kościelny należy do chrześcijan baptystów, trzeciego pod względem liczby wiernych wyznania chrześcijańskiego w kraju.
 







Niedaleko kościoła św. Olafa znajdują się budynki pod tajemniczą nazwą Trzy Siostry". Należały one do bogatego kupca, który zbudował je dla swoich trzech córek. Próbując wydać swoje córki za mąż dla każdej zaplanowano jeden budynek. Dla najstarszej wykonano dom z dużymi pięknymi drzwiami i oknami, aby przyciągnąć potencjalnych zalotników, w domu średniej córki - mniejsze, a dom najmłodszej był pozbawiony nawet drzwi.




Starówka tak mnie zauroczyła, że do niektórych miejsc dotarłam w ciągu dnia dwukrotnie - w ciągu dnia i późnym, ale jasnym wieczorem (w lipcu w Tallinie jasno jest prawie do godziny 23.00). Nie dziwię się wcale, że  Stare Miasto uznano za najlepiej zachowane spośród północnych stolic Europy i docenione przez wpis na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.




Opuszczając Stare Miasto przeszłam przez Wielką Bramę Morską i zwróciłam jeszcze uwagę na kilka pomników.

Jeden stoi tuż za murami: "Katkenud liin"- "Przerwana lina" i upamiętnia ofiary zatonięcia promu, autorstwa dwóch estońskich artystów (Riho Luuse i Jaan Saar).
Wieczorem, 27 września 1994 roku, MS "Estonia", ogromny, wyprodukowany w Niemczech, estoński prom wypłynął z portu w Tallinie, kierując się do stolicy Szwecji - Sztokholmu. Prom dowodzony był przez dwóch estońskich kapitanów: Arvo Anderssona i Avo Pihta. Następnego dnia doszło to wielkiej tragedii. Prom zaczął tonąć, w wyniku czego śmierć poniosły 852 osoby (501 Szwedów, 285 Estończyków, 17 Łotyszów, 10 Finów oraz 44 osoby innych narodowości -1 z Belgii, 1 z Kanady, 1 z Francji, 1 z Niderlandów, 1 z Nigerii, 1 z Ukrainy, 1 z Wielkiej Brytanii, 2 z Maroko, 3 z Litwy, 5 z Danii, 6 z Norwegii, 10 z Niemiec, 11 z Rosji). Była to największa katastrofa na Bałtyku po II wojnie światowej i druga największa w historii. (Udało się uratować 137 osób).


Inny pomnik, który przyciągnął moją uwagę to "Rusałka". Pomnik upamiętnia tragedię morską, z 7 września 1893 roku, która pociągnęła na dno rosyjski okręt wojenny "Rusałka". Prom płynął z Rewla do Helsingforsu. Dopiero w 2003 roku odkryto miejsce, w którym rzeczywiście spoczywa jednostka – 25 kilometrów na południe od Helsinek.  Aby uczcić zaginięcie 177 członków załogi, słynny rzeźbiarz estoński Amandus Adamson stworzył pomnik „Rusałka”. Pomnik przedstawia anioła patrzącego w morską dal, w jednej ręce trzymającego krzyż, którym błogosławi statki, chroniąc je przed sztormem.




No i ostatni pomnik - Maarjamäe znaczy tyle, co Góra Marii. Historia pomnika sięga lat 60. XX wieku, ale upamiętnia bolszewików walczącym przeciw... Estończykom w czasie estońskiej wojny wyzwoleńczej (1918-1920)! Drugą okazją do wzniesienia części obiektów było upamiętnienie sowieckich żołnierzy walczących z nazizmem w czasie II wojny światowej.
Centralną częścią całego systemu betonowych elementów jest mierzący 35 metrów obelisk.
Mieszkańcy nazywają obiekt "grobem Pinokia" albo "snem impotenta" i doprawdy, trudno odmówić im racji. Z kolei Finowie odwiedzający miasto, często żartują, że betonowe bloki rozrzucone  w wody Zatoki Tallińskiej są początkiem budowy mostu do Finlandii, którym mieliby z kraju uciekać Estończycy. Spotkać się można również z opinią, że te betonowe trybuny to estońska piramida słońca.

Tallin może poszczycić się jednymi z najlepiej zachowanych do dnia dzisiejszego średniowiecznymi umocnieniami obronnymi z 20 wieżami. Każdy kto odwiedzi stolicę Estonii ma okazję zobaczyć na własne oczy prawie 2 km murów obronnych. Pierwsze z nich powstały na terenie miasta już w 1265 roku. Te, które możemy obecnie podziwiać pochodzą z XIV wieku.

Więcej: http://www.travelin.pl/atrakcja-turystyczna/mury-miejskie-w-tallinnie
Copyright © Travelin.pl
Tallin może poszczycić się jednymi z najlepiej zachowanych do dnia dzisiejszego średniowiecznymi umocnieniami obronnymi z 20 wieżami. Każdy kto odwiedzi stolicę Estonii ma okazję zobaczyć na własne oczy prawie 2 km murów obronnych. Pierwsze z nich powstały na terenie miasta już w 1265 roku. Te, które możemy obecnie podziwiać pochodzą z XIV wieku.

Więcej: http://www.travelin.pl/atrakcja-turystyczna/mury-miejskie-w-tallinnie
Copyright © Travelin.pl


Niedaleko pomnika znajduje się wioska żeglarska - Pirita Sadam. Port Pirita zbudowano na letnią olimpiadę w Moskwie w 1980 roku – Tallin gościł wtedy wszystkie konkurencje żeglarskie. Chyba nikt nie spodziewał się, że  Tallin wygra z Petersburgiem i Soczi rywalizację o goszczenie żeglarskich konkurencji moskiewskich igrzysk olimpijskich. Dzięki temu wydarzeniu, na kilka tygodni do miasta zawitał wielki świat, gruntownie odnowiono i odremontowano zabytki. Po tym olimpijskim epizodzie Tallinowi został hotel Olümpia.



Potem jeszcze gdzieś w oddali, mogłam ujrzeć gruzy średniowiecznego klasztoru św. Brygidy. Budowę klasztoru Zakonu Świętej Brygidy rozpoczęło w 1407 roku trzech zamożnych kupców tallińskich. Dzisiaj z całego kompleksu pozostała tylko część ruin - fronton zachodni i czworokątna ściana o czterech otworach. Klasztor istniał przez 170 lat i został zburzony w 1575-1577 roku. Gruzy w ciągu wieków wykorzystywano jako kamieniołom, a plac przed kościołem służył jako cmentarz.







Tallin to jednak nie tylko urocza starówka. Warto zobaczyć też Kadriorg - po estońsku "Dolina Katarzyny".
Budowlę pałacu rozpoczęto 22 lipca 1718 roku na rozkaz i przy bezpośrednim współudziale cesarza rosyjskiego Piotra I. Car osobiście wmurował w ścianę pałacu trzy cegły (w północno-wschodnim rogu gmachu). Pałac zbudowano jako letnią rezydencję rodziny carskiej i nazwano na cześć małżonki cesarza - Katarzyny.


Otaczający go park natomiast przeznaczono do spacerów mieszkańców i gości miasta. Od 1919 roku, po obaleniu caratu, w pałacu powstało muzeum. Po remoncie, 22 lipca 2000 roku otwarto tu Kadriogskie Muzeum Sztuki, gdzie można oglądać ponad 900 płócien malarstwa rosyjskiego i europejskiego.





Ostatnią atrakcją turystyczną, którą miałam zaplanowaną w Tallinie, był skansen wsi estońskiej położony jest nad zatoką w Rocca al Mare. W tłumaczeniu z języka włoskiego Rocca al Mare znaczy "skała nad morzem".
To muzeum pod chmurką zbudowano na kształt mapy Estonii, tak by pokazać życie codzienne każdego z regionów tego kraju. Muzeum etnograficzne zostało założone w 1957 roku. Z siedemdziesięciu budowli stworzono dwanaście folwarków. Skansen jest unikatową kolekcją zagród chłopskich, wiatraków i spichlerzy pochodzących z różnych regionów Estonii. Wiejskie chaty, domki dla rybaków, kuźnia, młyny, szkółka niedzielna są wyposażone w oryginalne meble i sprzęty codziennego użytku. Obejrzeć tu można m in. drewnianą kaplicę z Sutlepa, wiatraki z Saremy, tawernę z Kolu czy chaty rybackie znad Pejpusu.W starej tawernie (kõrts) można zatrzymać się na tradycyjny estoński obiad. Na wyspie Muhu można znaleźć podobną wieś do tej zaprezentowanej w skansenie, która jest zamieszkana od XVI wieku. Obecnie 30 jej mieszkańców żyje w krytych strzechami chatach.





Zbiór ponad 46 000 eksponatów w całym skansenie prezentuje architekturę i życie codzienne Estończyków w XVIII i XIX wieku.







Następnego dnia kierując się na południe kraju dotarłam do Tartu. To drugie pod względem wielkości miasto w Estonii, gdzie 20% ze 100 tysięcy mieszkańców stanowią sami studenci. Tartu jest również najstarszym miastem wszystkich trzech republik bałtyckich. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 1030 roku.


Pierwsza historyczna nazwa miasta pochodzi od twierdzy Tarbatu wzniesionej w V wieku przez Estów. Od tej nazwy wzięła się nazwa nadana przez niemieckich krzyżowców, którzy nazwali miasto Dorpat, nazwa ta obowiązywała w czasie niemieckiego panowania w Estonii i m.in. w czasie polskiego panowania. Od nazwy niemieckiej wzięła się nazwa rosyjska. Pod panowaniem rosyjskim miasto nazywało się Дерпт (Derpt) oraz Юрьев (Juriew), ta druga nazwa została miastu nadana przez Jarosława I Mądrego. Od czasu uzyskania niepodległości przez Estonię, w 1917 roku, miasto posiada nazwę w języku estońskim – Tartu. Nazwa ta pochodzi od estońskiego słowa tarvas (est. tur), czyli od nazwy wymarłego ssaka, przodka bydła domowego.


Głównymi atrakcjami położonego nad rzeką Emajõgi miasta jest rynek i jeden z najstarszych uniwersytetów Europy Północnej.

Tradycyjnie już na Rynku (Raekoja plats) stoi ratusz, wybudowany w stylu barokowym, a przed nim ustawiono nieoficjalny symbol miasta – fontannę "Kissing Studenci" z figurą całujących się studentów. Pochodzi ona z 1948 roku.





Legenda głosi, że dawno temu dwoje studentów, którzy byli w sobie zakochani, spacerowali po ciemnych uliczkach starego miasta. Całowali się i śmiali idąc w kierunku ratusza. Nagle ciemne chmury pokryły niebo i zaczął padać deszcz. Młody mężczyzna otworzył parasol i objął dziewczynę. Zaczęli całować się. Miłość rosła i rosła osiągając niebiosa. Dziewczyna szepnęła nagle do mężczyzny: "Chwilo trwaj!" Zamknęła oczy i się dalej całowali. W tej samej chwili przeszedł grom z jasnego nieba przez kochanków, zamieniając ich w kamień. Od czasów minionej nocy zostali tak stojąc na Placu Ratuszowym, tak aby otworzyć serca przechodniów do miłości i pocałunków…



Obecny budynek Ratusza jest już trzecim wybudowanym w tym samym miejscu. Pierwszy ratusz został uroczyście otwarty w 1786 roku. Ratusz wzniesiono według projektu J. Waltera, niemieckiego architekta z Rostocku. Bryła przypomina niderlandzki pałacyk. Efektowną fasadę zdobi dwanaście pilastrów i rozległy fronton z owalnym, bogato dekorowanym oknem w środku. Trójkondygnacyjną bryłę budynku pokrywa stromy, czterospadowy dach zwieńczony oryginalną wieżyczką zegarową.


Centralny Plac Ratuszowy jest otoczony przez budynki wybudowane w stylu klasycystycznym.
Jednym z ciekawych miejsc na Placu Ratuszowym jest Pochylony Dom, który jest związany również z polskim akcentem (polscy inżynierowie i budowniczy uratowali go przed runięciem w II połowie XX wieku). Dziś znajduje się tu Muzeum Sztuki. Moją uwagę skupił również dlatego, że stoi przed nim ławeczka z rzeźbami.




Tartu jest najbardziej polskim z estońskich miast. Na przełomie XVI i XVII wieku południowa część kraju przez pół wieku znajdowała się pod polskim panowaniem, w czasie którego zaszły tutaj istotne zmiany. Przywilejem Stefana Batorego, w 1583 roku, miastu nadana została biało-czerwona flaga. Było to po zwycięskiej wojnie z Moskwą (1579-82) i przyłączeniu Inflant do Polski.


Są jeszcze inne polskie akcenty w Tartu. W Dorpacie m.in. urodziła się w 1885 roku Cezaria Baudouin de Courtenay Ehrenkreutz Jędrzejewiczowa – polska etnolog i historyk sztuki, pierwsza polska przedstawicielka fenomenologii w badaniach nad kulturą ludową, założycielka Muzeum Etnograficznego w Warszawie, pierwsza rektor w historii polskiej akademii.
Kierując się na Wzgórze Katedralne (Toomemägi) minęłam pomnik Mikołaja Pirogowa, żyjącego w latach 1810-81. Był to profesor Uniwersytetu Dorpadzkiego, anatom i chirurg, który wprowadził eter do znieczulenia ogólnego.






Naprzeciw pomnika można zobaczyć ciekawe murale przedstawiające dawny Uniwersytet.
Silna tożsamość i tradycje niepodległościowe studentów uniwersytetu powodowały, że Tartu było i pozostaje intelektualną i kulturalną stolicą kraju. W XIX wieku miasto nazywane było „Atenami Północy” lub „Atenami nad rzeką Emą”.





 W końcu stanęłam na Wzgórzu. Tartu położone jest na trasie Europejskiego Szlaku Gotyku Ceglanego. Szlak ten obejmuje 34 europejskie miasta, w których możemy podziwiać zabytki gotyckiej architektury. W XIII wieku wybudowano na Wzgórzu katedrę. Otaczał ją cmentarz i domy członków kapituły katedralnej. Katedrę poświęcono św. Apostołom Piotrowi i Pawłowi, patronom miasta Tartu. Katedra stała się głównym kościołem diecezji w Tartu i jedną z największych budowli sakralnych Europy wschodniej.
Katedra była pierwotnie bazyliką. Później dobudowano do niej trzynawowe prezbiterium i zmieniono założenie na kościół salowy. Ok. 1470 roku prezbiterium przebudowano w stylu gotyku ceglanego. Zakończeniem procesu budowlanego katedry było wykończenie fasady zachodniej parą masywnych, bliźniaczych wież o charakterze obronnym, wysokich na 66 metrów. Katedrę i zamek biskupi oddzielał od Dolnego Miasta mur.
W połowie lat 20. XVI wieku do Tartu dotarła reformacja. 10 stycznia 1525 roku katedra została dotkliwie zniszczona. Po deportacji do Rosji ostatniego katolickiego biskupa Tartu, Hermanna II Wesela, katedra została ostatecznie porzucona. W latach 1558–1583 podczas wojen inflanckich między państwem polsko-litewskim a Szwecją, Danią i Carstwem Rosyjskim o ziemie zakonu inflanckiego oddziały rosyjskie zniszczyły Tartu. Kiedy w 1582 miasto przypadło Rzeczypospolitej Obojga Narodów, nowi katoliccy władcy planowali odbudowę katedry. Po kolejnej wojnie polsko-szwedzkiej w latach 1600–1611 trzeba było jednak zrezygnować z tych planów. Pożar w 1624 roku dopełnił dzieła zniszczenia katedry. W 1629 Tartu dostało się w ręce Szwedów. Podczas szwedzkiego panowania katedra nadal niszczała i była wykorzystywana aż do XVIII wieku jedynie jako miejsce pochówku mieszkańców Tartu. Następnie służyła do składowania siana oraz jako spichrz. W latach 60. XVIII wieku obie wieże rozebrano do wysokości nawy głównej i przebudowano na strzelnice dla armat. Równocześnie zamurowano główny portal wejściowy. Chór zrujnowanej podczas inflanckich wojen świątyni odbudowano na początku XIX wieku z przeznaczeniem na uniwersytecką bibliotekę (obecnie Muzeum Historii Uniwersytetu). Dwa sąsiednie budynki zajmował od 1802 roku szpital uniwersytecki, który dopiero w 1992 roku przeprowadził się do nowoczesnych gmachów.
Warto też wspomnieć, że w czasach jej świetności ks. Piotr Skarga wygłaszał kazania (było to kiedy nauczał w kolegium jezuickim).


Najważniejszy element geograficzny miasta to Wzgórze Toome, jednak nie znajdują się tu tylko ruiny Katedry. W parku w stylu angielskim umawiają się studenci, jako punk spotkań wyznaczając jeden z dwóch mostów – Anielski lub Diabelski.

Most Anielski został zbudowany w 1838 roku i obejmuje ul. Lossi. Na moście można odczytać napis: "vires reficit Otium" (spokój przywraca siłę). Lokalna tradycja mówi, że przy przejściu przez most-należy wstrzymywać oddech i pomyśleć życzenie.
Na środkowym przęśle umiejscowiono medalion upamiętniający Georga Friedricha Parrota, pierwszego rektora uniwersytetu po wznowieniu jego działalności w 1802 roku.



Diabelski Most (Devil's) został zbudowany w 1913 roku dla uczczenia panującej 300 lat  (1613-1913) dynastii Romanowów. Ozdobiono go wizerunkiem cara Aleksandra I.


Miejska legenda mówi, że  Most Diabła, który razem z Mostem Anioła okalały szpital miejski, symbolizują, że każdy noworodek w życiu pójdzie w stronę dobra lub zła.

Wstrzymując oddech i mając w myślach życzenie przeszłam przez Anielski Most i udałam się w stronę Uniwersytetu.


Uniwersytet jest gmachem wybudowanym w klasycystycznym stylu z tympanonem utrzymywanym przez przez sześć potężnych kolumn podpierających tryglifowy fryz z gzymsem. Powstał on w latach 1804-09 według projektu niemieckiego architekta Johanna Wilhelma Krausego. 





Po lewej stronie Uniwersytetu można zobaczyć, jak z okien budynku pozdrawiają kierownicy katedr i asystenci. Kiedy jednak przyjrzymy się dokładnie przekonamy się, że to nie żywi ludzie, lecz ich zdjęcia naturalnej wielkości, tak wkomponowane w okna, by scena wyglądała bardzo realistycznie.





Początki uczelni datują się jednak na 1585 rok, kiedy Stefan Batory założył w Dorpacie kolegium jezuickie. Przetrwało do 1625 roku, kiedy miasto zdobyli Szwedzi i zabrali Rzeczypospolitej całe Inflanty. Siedem lat później król szwedzki Gustaw II Adolf założył w murach kolegium drugi po Uppsali uniwersytet w północnej części Europy. Jego ówczesna nazwa - Academia Gustaviana Dorpatensis - przetrwała do dzisiejszych czasów. W XIX i na początku XX wieku stała się ona Alma Mater również dla wielu Polaków. Kiedy Rosjanie zamknęli Uniwersytet Warszawski, a w innych uniwersytetach na terenie Królestwa i Rosji nauczano tylko w znienawidzonym języku rosyjskim, wielu polskich studentów wyjechało do Dorpatu, gdzie wykładano po niemiecku. Były lata, kiedy Polacy stanowili ponad 10 procent wszystkich studentów Uniwersytetu Dorpadzkiego. Uniwersytet Dorpacki ukończyło ok. 2300 rodaków, m.in. Tytus Chałubiński - znakomity lekarz, "ojciec Zakopanego", propagator walorów uzdrowiskowych i turystycznych Tatr, ukończył studia z zakresu botaniki. W 1886 roku podanie o przyjęcie na drugi rok studiów Wydziału Lekarskiego złożył student Józef Piłsudski. Przyszły Naczelnik Państwa miał za sobą pierwszy rok studiów lekarskich w Charkowie. Prośbę o zmianę uczelni rozpatrzono odmownie. Wkrótce Piłsudski otrzymał pięcioletni wyrok zsyłający go na Syberię i na trwałe pożegnał się z medycyną.
W 1828 roku kilku wileńskich filaretów założyło tutaj Polonię - pierwszą polską korporację studencką, której członkowie prowadzili działalność narodowowyzwoleńczą. Brali oni udział w powstaniu listopadowym i styczniowym. Polscy studenci wyróżniali się nie tylko patriotyzmem. Znany był ich niezwykły pociąg do napojów alkoholowych, które sami produkowali. Szczególną sławę zdobyła mieszanka wódek i likierów, nazwana od nazwiska jej twórcy Michała Karboniewicza "karboniewiczsznaps". Tenże student wymyślił i "turka", złożonego z araku, likieru różanego i kurzego żółtka, którego wypicie w małej nawet ilości kończyło się nieodmiennie zwaleniem z nóg. Inny polski żak wjechał na koniu do swojej stancji na drugim piętrze drewnianego budynku. Niestety, żeby zwierzę sprowadzić na dół, trzeba było rozebrać cały dom.


Na tyłach uniwersytetu, warto  poszukać wmurowanej w fasadę tablicy poświęconej Stefanowi Batoremu. W końcu to ufundowane przez króla Stefana Batorego Kolegium Jezuickie zapoczątkowało uniwersytecką świetność miasta.
Tablica została ufundowana przez Ambasadę RP w Tallinie, która wyjątkowo troszczy się o zbieranie polskich śladów na estońskiej ziemi.








W Tartu nie brakuje kościołów. Warto zobaczy: Jaani kirik – kościół św. Jana, który jest najstarszym, pochodzącym z XIII wieku, tego typu obiektem w Tartu. Jest to kościół ewangelicko-luterański. Elewacje kościoła św. Jana zdobią unikatowe twarze z terakot. Tych twarzy było ponad 1000, z czego przetrwało zaledwie 200. Co ciekawe każda twarz jest inna. Dzięki temu istnieje hipoteza, że twarze te, które są przedstawione na figurkach, to tak naprawdę twarze mieszkańców średniowiecznego Tartu.

Dziś Kościele odbywają się również wystawy malarstwa współczesnego.




Mając chwilę wolnego, warto też przejść się uliczkami sąsiadującymi z Rynkiem. Dookoła znajdują się drewniane dzielnice pamiętające początek XX wieku i czasy międzywojenne.



Jedną z nich jest Supilinn – „Miasto-zupa”, gdzie ulice zostały nazwane na cześć warzyw, które niegdyś były tutaj uprawiane. Znajdziemy tu zatem Ziemniaczaną, Fasolową czy Grochową. Inna dzielnica – Karlova uwodzi artystyczną atmosferą.

Oddalając się od starszej części miasta natrafiłam na pomnik "Ojciec i syn", Üllo Ouna, który żył w latach 1940-88. Wyrzeźbił on siebie i swojego półtorarocznego syna, nadając mu przy tym równy sobie wzrost, a tym samym pokazując, że nawet dziecko jest już człowiekiem i ma swoje prawa.



I na koniec - ciekawostka - Tartu bywa nazywane Miastem Dobrych Myśli. Poza tym co roku jest tu organizowany Festiwal, zwany Dniami Hanzeatyckimi. W tym czasie miasto przenosi się do epoki średniowiecza. Wśród turystów przewijają się rzesze kupców i grajków, a także mieszczan ubranych w stroje z tej epoki.