Wrocław




Wrocław... Nie będę pisać, że to jedno z najpiękniejszych miast w Polsce, a może i nawet w Europie, bo prawie każdy tak mówi. Marzyłam od dawna spędzić trochę czasu we Wrocławiu. Byłam kilka razy w stolicy Dolnego Śląska, ale przeważnie kończyło się na pobieżnym spacerze po Starym Mieście i obejrzeniu Panoramy Racławickiej. Kiedy zdawałam egzamin pilocki, dostałam m.in. pytanie  o atrakcje Wrocławia i od tego czasu miasto stało się pierwszym na liście, które chciałam poznać lepiej. W końcu nadarzyła się okazja. Z rodzicami bardzo chcieliśmy wyjechać na Święta Bożego Narodzenia. Zależało nam, by dojechać na miejsce pociągiem i bez przesiadek, by nocleg był blisko dworca, by była zorganizowana kolacja wigilijna i by można było spacerować i zwiedzać... Jeszcze we wrześniu myśleliśmy, że Święta spędzimy w Zakopanem, ale przy wielu przeciwnościach losu musieliśmy zrezygnować z tego pomysłu. (Nasz hotel, w którym kiedyś spędzaliśmy Święta, był już w pełni zarezerwowany. Większość innych ośrodków organizowało pobyty rozpoczynające się kilka dni przed wigilią, a ja miałam urlop zaplanowany po świętach, więc mogłam dopiero w samą wigilię dojechać. Poza tym nie było też jeszcze podanych połączeń kolejowych, które zwykle zmieniają się na początku grudnia, a musieliśmy synchronizować dojazd moich rodziców i cioci z Poznania, z moim - z Warszawy.) W końcu zrezygnowaliśmy z Zakopanego. Nie była to trudna decyzja, zwłaszcza że jeszcze pod koniec roku z Rafałem miałam zaplanowany wyjazd do zimowej stolicy Polski do SPA. Bardzo szybko przekonałam rodziców, żeby okres świąteczny spędzić we Wrocławiu. Na Wigilię przyjechałam do Poznania, a w II święto rano pojechaliśmy zwiedzać Wrocław.
W ciągu prawie czterech dni dotarliśmy do wszystkich wyznaczonych celów, ale chciałabym wrócić tu latem, by zobaczyć Ogród Japoński (zimą jest zamknięty).

Do Wrocławia przyjechaliśmy około godziny 14.00 i właściwie zwiedzanie zaczęliśmy już na dworcu...


Na peronie III na początku 1997 roku wmurowano tablicę upamiętniającą tragiczny wypadek, w którym śmierć poniósł Zbigniew Cybulski. Aktor zginął 8 stycznia 1967 roku, wskakując do ruszającego pociągu. 


Warto też zwrócić uwagę na wnętrze hali dworcowej, które jest naprawdę imponujące. Z zewnątrz dworzec również jest interesujący i przypomina neogotycki zamek z basztami.


Hotel mieliśmy blisko dworca, więc szybko odstawiliśmy walizki i poszliśmy zwiedzać miasto. Wrocław ma tę zaletę, że wszystkie największe atrakcje są w centrum i można dotrzeć do nich pieszo. Do oddalonych punktów z łatwością dojedzie się komunikacją miejską. Idealne warunki do zwiedzania.
Na Rynek wybraliśmy się okrężną drogą, „zahaczając” o pomnik Anonimowego Przechodnia, Dzielnicę Czterech Wyznań i kościół św. Elżbiety.


Pomnik Anonimowego Przechodnia to rzeźba Jerzego Kaliny, która stoi u zbiegu ulic Piłsudskiego i Świdnickiej. Przedstawia kilkanaście postaci naturalnej wielkości, które „schodzą” i „wychodzą” spod powierzchni chodnika. Jego pierwowzorem była instalacja z 1977 roku zatytułowana Przejście. Mimo że pomnik Anonimowego Przechodnia odsłonięto dopiero w 2005 roku, postacie ubrane są w rzeczy z 70 lat.

  

Pomnik Anonimowego Przechodnia w 2011 roku trafił na listę 15 najpiękniejszych miejsc w Polsce magazynu Newsweek, a amerykański magazyn Budget Travel uznał instalację za jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na świecie. Jesienią 2014 roku wspomniano o nim w serwisie www.boredpanda.com, w zestawieniu najbardziej kreatywnych rzeźb w przestrzeni miejskiej.

Wrocław był i jest  miastem wielokulturowym. Potwierdza tę myśl Dzielnica Czterech Wyznań, znajdująca się w centrum miasta, niedaleko Rynku. Tworzy ją obszar ograniczony ulicami Kazimierza Wielkiego, Św. Mikołaja, Pawła Włodkowica i Św. Antoniego.




Nie jest to dzielnica w tradycyjnym, urbanistycznym rozumieniu, niemniej jednak wyjątkowy charakter miejsca sprawił, że od 1995 roku obszar jest nazywany Dzielnicą Czterech Świątyń, Czterech Wyznań lub Dzielnicą Wzajemnego Szacunku. O jej unikalnym charakterze decydują wspaniałe zabytki architektury sakralnej. W odległości zaledwie kilkuset metrów znajdują się: prawosławny sobór Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy, rzymskokatolicki kościół św. Antoniego z Padwy, Synagoga pod Białym Bocianem oraz ewangelicko-augsburski kościół Opatrzności Bożej. Dzielnica Czterech Wyznań jest miejscem wielu wydarzeń religijnych, kulturalnych i społecznych, których celem jest m.in. promowanie tolerancji.




29 listopada 2012 roku w miejscu gdzie ulica Kazimierza Wielkiego łączy się ze ulicą Św. Antoniego została odsłonięta Kryształowa Planeta. Rzeźba, której autorką jest wrocławska artystka Ewa Rossano, stała się kolejnym z symboli Dzielnicy. 


Dwumetrowa postać dziewczyny w sukni inspirowanej kulą ziemską symbolizuje jedność świata, mimo różnic religijnych i kulturowych. 


W Synagodze Pod Białym Bocianem zobaczyliśmy wystawę pt. Historia odzyskana. Życie Żydów we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku.
Potem udaliśmy się do Kościoła Garnizonowego pw. św. Elżbiety. Po katedrze jest to największy kościół w mieście. Podobno Scultetus mistrz zakonu przegrał Kościół podczas gry w kości z protestanckim mieszczaninem i od 1525 roku do końca II wojny światowej kościół służył protestantom.
W okresie letnim warto wejść na wieżę o wysokości 84 metrów.
Tuż obok kościoła, przy wejściu na Rynek stoją kamieniczki Jaś i Małgosia. 


Obie kamieniczki były kiedyś siedzibą służby kościelnej. Jaś jest mniejszy, gotycko-renesansowy, Małgosia większa i przebudowana w okresie baroku. W Małgosi mieści się knajpka i siedziba Towarzystwa Miłośników Wrocławia. W przejściu między kamieniczkami pochowano ściętych przywódców powstania cechów z 1418 roku, by przez wieki deptali ich przechodnie.

Obok Jasia znajduje się wejście do podziemnego świata krasnali. Od kilku lat krasnal stał się niewątpliwie najpopularniejszym symbolem Wrocławia.


Spacerując po Wrocławiu należy cały czas patrzeć pod nogi (choć czasami warto spojrzeć w górę), by spotkać krasnale. W mieście jest ich prawie trzysta i ciągle przybywają. Więcej o krasnalach na stronie www.krasnale.pl.





Obiadokolację zjedliśmy na Rynku. Tu zakończyliśmy zwiedzanie pierwszego dnia i rozpoczęliśmy kolejnego.

Rynek został wytyczony w 1241 roku, kiedy lokowano miasto. Niewątpliwie Rynek wrocławski jest jednym z największych w Europie i ma kształt prostokąta o wymiarach 208 x 173 metry. Odchodzi od niego 11 ulic. Nazwy ulic zdradzają ich dawne funkcje: np. Szewska czy Rzeźnicza. Obok Rynku mieści się Plac Solny, na którym odbywały się targi. Nadal stoi tu budynek dawnej giełdy.
W 2000 roku na pl. Gołębim, w zachodniej części Rynku, stanęła fontanna ze szklanymi falami, nazwana Zdrojem na cześć ówczesnego prezydenta miasta Bogdana Zdrojewskiego. Oczywiście na Rynku stoi również Ratusz.
Wrocławski Ratusz jest jednym z najpiękniejszych w środkowej Europie. Na wieży ratuszowej już w 1367 roku założono pierwszy w Polsce zegar mechaniczny posiadający 24-godzinną tarczę. Astronomiczny zegar pokazuje fazy księżyca. Ściany Ratusza ozdobione są wieloma rzeźbami. Na Ratuszu znajduje się herb Wrocławia i księstwa wrocławskiego oraz także herb Czech.
Wewnątrz Ratusza znajduje się Muzeum Miejskie (Muzeum Historyczne).



Przed Ratuszem stoi zrekonstruowany pręgierz z XV wieku, zwieńczony rzeźbą kata z pękiem rózg. Na karę skazywano najczęściej wierzących i osoby zakłócające porządek publiczny w mieście. Licznie zgromadzona grupa natrętnych gapiów szydziła z przywiązanych, zwykle obrzucając ich wysuszonymi kulkami końskiego łajna. Jedną z osób skazanych na pręgierz był Wit Stwosz...

W południowej fasadzie Ratusza mieści się Piwnica Świdnicka. Średniowieczne źródła wspominają o niej już w 1275 roku. Nazwa piwnicy pochodzi od słynnego piwa, które było w niej podawane. Nad wejściem widzimy scenę ku przestrodze, w której na pijanego męża czeka małżonka z butem w ręku.


Spacerując wokół Ratusza zobaczyliśmy pomnik Aleksandra Fredry. Jest to pierwszy polski pomnik, jaki miasto otrzymało po wyzwoleniu. Pomnik trafił tu z Lwowa razem z osobami, które na tych ziemiach musiały znaleźć swoje nowe miejsce zamieszkania.
Rynek otoczony jest kamieniczkami. Podczas spaceru warto zwrócić uwagę na domy Pod Błękitnym Słońcem i Pod Złotym Słońcem na zachodniej pierzei.



Będąc na wrocławskim Rynku koniecznie należy udać się na Stare Jatki. Ja byłam tam pierwszy raz. Jatki to średniowieczna uliczka z galeriami i sklepikami. Od 1242 do 1928 roku sprzedawano tu mięso, o czym przypomina jedyny w Polsce Pomnik Zwierząt Rzeźniczych. Na podwórku ustawiono odlane z brązu zwierzęta: kozę, koguta, królika, gęś i świnię oraz tablicę z napisem Ku czci zwierząt rzeźnych – konsumenci. Niewątpliwie grupka figur z brązu to najbardziej wygłaskane zwierzęta we Wrocławiu.



Z Rynku udaliśmy się w kierunku Uniwersytetu Wrocławskiego. W miejscu, gdzie dziś stoi uniwersytet, kiedyś stał zamek książęcy, w XVII wieku darowany jezuitom przez cesarza Leopolda I.
Ogromny budynek dawnej akademii jezuickiej, ufundowany i wybudowany w XVIII wieku jest uznawany dzisiaj za perłę baroku. Zwiedzając uniwersytet należy zobaczyć na I piętrze Aulę Leopoldyńską, której sufit i ściany pokryto malowidłami. Fundator Leopold I siedzi na tronie, po jego bokach znajdują się figury synów, późniejszych cesarzy: Józefa i Karola VI. Wyróżniają się przedstawione u stóp tronu alegorie: Głupoty w postaci młodzieńca z oślimi uszami i Zwady - obnażonej kobiecej postaci z rozwichrzonymi włosami. Jest też fresk ze scenami oddania uniwersytetu pod opiekę Matki Boskiej, apoteozy Mądrości Bożej, alegorii Śląska.




Warto też wejść na taras Wieży Matematycznej, na którym umieszczono posągi Teologii, Filozofii, Medycyny i Prawa. Z położonego na wysokości 42 metrów tarasu rozpościera się widok na Wyspę Słodową oraz na wrocławskie Stare Miasto.

 

  


Wieża Matematyczna w gmachu głównym Uniwersytetu powstała jako jedyna z trzech zaplanowanych podczas jego budowy w latach 1728 – 1737.
Poza tym, że z Wieży można podziwiać panoramę Wrocławia, to warto zobaczyć jedyną w swoim rodzaju atrakcję w Polsce, jaką jest linia południkowa. Została ona wyznaczona (pierwotnie jako południk) w 1791 roku przez założyciela i pierwszego dyrektora wrocławskiego uniwersyteckiego obserwatorium astronomicznego prof. Longinusa Antona Jungnitza. Okazało się jednak, że uczony pomylił się w swoich obliczeniach o 2 minuty i 5 sekund kątowych na zachód. Tym sposobem, prawdziwy południk jest koło mostu Milenijnego.
Linia południkowa służyła do wyznaczania momentu południa oraz do precyzyjnego ustawienia instrumentów niezbędnych do nocnych obserwacji nieba. Za pomocą linii można też zmierzyć długość dnia.
Wrocławską linię południkową można zobaczyć na najwyższej kondygnacji. Linia biegnie po przekątnej wieży i wyznacza południk lokalny 17 stopni, 2 minut i 5 sekund długości geograficznej wschodniej.

Obok Uniwersytetu znajduje się najpiękniejszy barokowy kościół Wrocławia, kościół Najświętszego Imienia Jezus. Znajduje się tu jedna z trzech kopii na świecie Piety Michała Anioła. Niestety nam nie udało się wejść do środka.


Kolejnym ciekawym obiektem jest Ossolineum. W ogromnej bibliotece znajduje się kolekcja bezcennych rękopisów, m.in. Pana Tadeusza Mickiewicza, rękopisy Fredry, Słowackiego, Sienkiewicza i Żeromskiego, a także starodruki m.in. Żywot człowieka poczciwego Mikołaja Reja.

Następnie przeszliśmy na Most Uniwersytecki, na którym znajduje się pomnik Powodzianki, który powstał w 1998 roku w pracowni wrocławskiego artysty Stanisława Wysockiego. Powodzianka to wyraz uznania dla tysięcy wrocławian, którzy walczyli z wielką powodzią, jaka nawiedziła Dolny Śląsk w lipcu 1997 roku. We Wrocławiu trwała wielodniowa walka o ocalenie najstarszej części Starego Miasta i Ostrowa Tumskiego, w tym Biblioteki Uniwersyteckiej na Piasku, gdzie przechowywana jest najcenniejsza część uniwersyteckich zbiorów. Rzeźba przestawia symbolicznie kobietę niosącą na ramieniu książki. 


Tego dnia wybraliśmy się też na Ostrów Tumski. Po drodze weszliśmy do Kościoła Najświętszej Maryi Panny na Piasku, do którego warto zajrzeć nie tylko w okresie świątecznym. Kościół zbudowany został w XIV wieku na miejscu romańskiego kościoła, po którym został tylko tympanon w nawie południowej pochodzącej z 1175 roku. W Kaplicy Niesłyszących i Niewidomych kościoła znajduje się całoroczna ruchoma szopka. Zbiór zabawek, drewnianych figurek i innych odpustowych elementów od pół wieku wypełnia najweselszą kaplicę w Polsce.




Na Ostrów dostaliśmy się Mostem Tumskim zwanym również Mostem Zakochanych. Wybudowana w średniowieczu drewniana przeprawa łączyła Ostrów Tumski ze szlakiem, wiodącym ze wschodu na zachód, przecinającym Wyspę Piaskową. Przeprawa o stalowej konstrukcji powstała w końcu lat 80. XIX wieku i szybko stała się mekką zakochanych par. Do barierek zakochani przypinają kłódki z zapisanymi imionami, a klucz wrzucają do wody, co ma zapewnić trwałość związku. Ten zwyczaj przywędrował do Wrocławia z Włoch, ale znany jest w wielu europejskich miastach.


Wysokie wieże Katedry św. Jana Chrzciciela widoczne są nie tylko z punktów widokowych.




Na południowej wieży katedry, jak mówi legenda, znajduje się niewielka kamienna główka. To główka Henryka, czeladnika, pracującego niegdyś u bogatego złotnika. Henryk zakochał się w córce swego mistrza, w Barbarze. Ojciec jednak marzył o zięciu bogatym i ze szlachetnego rodu. Dowiedziawszy się o uczuciu, łączącym młodych, wygnał biednego czeladnika z domu. Tułał się Henryk po całym świecie, po pewnym czasie wstępując do bandy zbójców. W ciągu 10 lat stał się największym rozbójnikiem na całym Dolnym Śląsku. Kiedy wrócił do Wrocławia, bogaty i strojnie ubrany, mistrz natychmiast chciał mu oddać Barbarę za żonę. Ta jednak nie chciała takiego złego i okrutnego męża. Z rozpaczy i żalu osunęła się na ziemię i zmarła. Henryk wybiegł z domu złotnika, obiecując zemstę. Jeszce tej samej nocy podłożył ogień w domu dawnego mistrza, sam zaś wbiegł na katedralną wieżę, aby oglądać pożar. W pewnym momencie zorientował się, że nie może cofnąć głowy. Do dziś głowa pozostała w wieży skamieniała.




Po zwiedzaniu Katedry i wypiciu kawy w pobliskiej kawiarence, udaliśmy się w kierunku Panoramy Racławickiej, po drodze odwiedzając największą we Wrocławiu Halę Targową z 1906 roku.


Obowiązkowym punktem zwiedzania Wrocławia musi być Panorama Racławicka.


Wielkie malowidło olejne przedstawia największą, zwycięską dla Polaków bitwę powstania kościuszkowskiego. Na płótnie namalowano epizody z pięciogodzinnej bitwy pod Racławicami. Batalistyczne dzieło Jana Styki i Wojciecha Kossaka o wymiarach 115 x 15 metrów powstawało przez dziewięć miesięcy pod koniec XIX wieku z okazji setnej rocznicy bitwy. Do II wojny światowej znajdowało się we Lwowie. Po wojnie przeniesiono je do Wrocławia. Zostało udostępnione w 1985 roku.






Panoramę mieliśmy oglądać następnego dnia, ale udało nam się dostać bilety na najbliższą godzinę, więc od razu udaliśmy się ją zobaczyć. Dzięki temu mogliśmy jeszcze zwiedzić coś nadprogramowo... 


Wracając do hotelu zobaczyliśmy jeszcze pomnik Wrocławianki, przedstawiający postać ponad dwu i półmetrowej dziewczynki z brązu. Stoi on przy wejściu do Galerii Dominikańskiej od ulicy Oławskiej. Niektórym może przypominać Pipi Langstrumpf. Tak jak bohaterka powieści Astrid Lindgren ma figlarny uśmiech, sterczące warkocze i fikuśną sukienkę. Według autora to personifikacja żeńskiego pierwiastka wrocławskości: młodości, dynamiki, prężności oraz zalotnej skromności i kokieterii. W smukłej sylwetce Wrocławianki można się także doszukać nawiązania do strzelistości wrocławskiego gotyku.






Moi rodzice i ciocia poszli do hotelu, a ja jeszcze udałam się sfotografować Narodowe Forum Muzyki.


wraz z orkiestrą najmniejszych muzyków świata...



Podążając do swojego hotelu, minęłam Hotel Monopol. Mieszkały w nim niemal wszystkie najwybitniejsze osobistości przyjeżdżające do Wrocławia. Wśród najczęściej wspominanych gości Monopolu był Adolf Hitler. Dla jego kaprysu w 1937 roku został do obiektu dobudowany portyk z balkonem nad wejściem głównym, by wódz i kanclerz III Rzeszy mógł z niego przemawiać. W 1948 roku nocował w tym hotelu m.in. Pablo Picasso, który przybył  na trwający w trakcie Wystawy Ziem Odzyskanych Światowy Kongres Intelektualistów.




Wieczorem, w ramach świątecznego prezentu wybraliśmy się do Opery Wrocławskiej na Dziadka do orzechów. Warto zobaczyć nie tylko spektakl, ale również wspaniałe wnętrza teatru.


Kolejkowa nie mieliśmy w planach. Myślałam, że to atrakcja bardziej przeznaczona dla dzieci, ale w hotelu tak kusił mnie pozostawiony folder, że skoro udało nam się Panoramę Racławicką zobaczyć dzień wcześniej, to dlaczego nie pojechać i zobaczyć miniaturowego świata kolejki? No i trzeciego dnia po śniadaniu wybraliśmy się do Kolejkowa. Od dziś śmiało mogę polecić nie tylko młodym zwiedzającym. Poza tym, bardzo mili ludzie tu pracują, którzy indywidualnie chcą się podzielić ciekawostkami o Kolejkowie ze zwiedzającymi.
A czym jest Kolejkowo?
Kolejkowo to ogromna makieta tętniąca życiem i przedstawiająca wspaniały Dolny Śląsk.
Można tu zobaczyć obiekty z Wrocławia oraz z całego Dolnego Śląska: m.in. Dworzec Świebodzki, kamienice wrocławskiego rynku i obserwatorium meteorologiczne na Śnieżce.




Twórcy dołożyli wszelkich starań, aby jak najdokładniej odwzorować rzeczywistość.



 Dzień trawa tu 9 minut, a noc 4 minuty. Po zachodzie słońca zapalają się latarnie i lampy w domach.






Życie miniaturowych mieszkańców Kolejkowa (2300 figurek ludzi i zwierząt) ukazane zostało w przeróżnych sytuacjach dnia codziennego.
Można tu zobaczyć życie na wsi, potowarzyszyć turystom podczas górskich wypraw, być śiadkiem w akcji ratunkowej, wcielić się w leśniczych, narciarzy, kupców, pracowników budowlanych, cyrkowców czy plażowiczów.





Makieta mieści się na terenie jednego z najstarszych dworców kolejowych we Wrocławiu, czyli na Dworcu Świebodzkim zlokalizowanym w ścisłym centrum Wrocławia przy Placu Orląt Lwowskich.




Z Kolejkowa mieliśmy tylko kilometr do Rynku, więc trzeci dzień z rzędu znaleźliśmy się na nim. Niewątpliwie Rynek jest sercem Wrocławia!
Niedaleko Rynku znajduje się Kościół św. Marii Magdaleny. Jest to trójnawowa Katedra Kościoła polskokatolickiego, dawny kościół farny św. Marii Magdaleny.

Portal świątyni wykonany w XII wieku jest jednym z najdoskonalszych zabytków sztuki romańskiej w Europie. Pochodzi z nieistniejącego już Opactwa Benedyktynów na Ołbinie, zburzonego w 1529 roku z polecenia protestanckich władz miasta obawiających się wykorzystania jego zabudowań przez wojska tureckie, rzekomo zbliżające się do miasta.
W południowej ścianie warto odnaleźć cenny romański portal, który został wmurowany w XVI wieku.


Katedra słynie z Mostka Czarownic (lub Pokutnic), który łączy dwie wieże. Warto tu wejść, ponieważ rozpościera się z niego piękny widok na panoramę miasta.



Mostek Czarownic to kładka łącząca dwie wieże kościoła św. Marii Magdaleny, znajdująca się na wysokości 45 metrów.
Według legendy snujące się po mostku cienie, to dusze kobiet, które nie chciały wyjść za mąż i zajmować się domem i dziećmi. Swoje życie spędziły na zabawach. Po śmierci, za karę musiały zamiatać mostek łączący wieże kościoła. Jeśli będziecie mieli okazję, to również wysłuchajcie legendy o Tekli, która za karę musiała zamiatać mostek...

Na ostatni dzień zaplanowaliśmy wycieczkę do ZOO. Jeśli chce się zwiedzić wraz z emerytami, to warto zaplanować je na czwartek, gdyż w ten dzień są duże zniżki dla nich. 

Jadąc tramwajem do ogrodu zoologicznego przejeżdżaliśmy się przez Plac Grunwaldzki. Plac ten powstał w marcu 1945 roku, podczas oblężenia miasta przez Armię Czerwoną. Niemcy budowali tu lotnisko. Wyburzyli zabudowę, zginęło wielu ludzi, ale wystartował z niego tylko jeden samolot. Mówi się też, że pod tym placem istniał podobno nowoczesny podziemny szpital.

Wrocławskie ZOO  jest najstarszym ogrodem zoologicznym w Polsce. Założono go w 1865 roku.
Samo ZOO popularność zdobyło dzięki telewizyjnej audycji Z kamerą wśród zwierząt, prowadzonej przez Hannę i Antoniego Gucwińskich.
O tej porze roku  raczej wielu zwierząt się nie zobaczy, ale Afrykarium zawsze zrobi wrażenie.







Naprzeciwko ZOO znajduje się Hala Stulecia (Hala Ludowa). Została wzniesiona w 1913 roku, w stulecie bitwy pod Lipskiem i zwycięstwa nad Napoleonem w 1813 roku. Stąd też pochodzi nazwa hali.
W 1997 roku w Hali odbył się Kongres Eucharystyczny z udziałem Jana Pawła II, a latem 2012 roku w gruntowanie wyremontowanym gmachu zorganizowano Międzynarodowy Kongres Kultury. Odbywają się tu imprezy sportowe i koncerty, a nawet widowiska operowe. Jest to jedna z największych budowli tego typu w Europie, o średnicy kopuły 65 metrów. Warto dodać, że hala została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.






W 1948 roku przed budowlą ustawiono 100 metrową iglicę. Stanowiła ona symbol odbudowy Ziem Zachodnich i dynamicznego dźwigania się Wrocławia z ruin. Metalowy obelisk przywodzi na myśl plemienne słupy wskazujące środek świata. Niestety kiedy my byliśmy, iglica podlegała konserwacji.

Obok Hali Stulecia stoi również ciekawy budynek - Pawilon Czterech Kopuł. W 2009 roku budynek został przekazany Muzeum Narodowemu we Wrocławiu. Można zwiedzić w ramach tego samego biletu, co Panoramę Racławicką.
Hala Stulecia była ostatnim miejscem odwiedzonym przez nas podczas tej wycieczki. Choć plan został w pełni zrealizowany, tak jak pisałam na początku, będę chciała wrócić do Wrocławia, by zobaczyć jeszcze kilka atrakcji.






Bilety wstępu (grudzień 2016):

Uniwersytet Wrocławski (Aula Leopoldyńska i Wieża Matematyczna): 10 zł
Panorama Racławicka (w cenie: Pawilon Czterech Kopuł, Muzeum Narodowe, Muzeum Etnograficzne): bilet normalny - 30  zł, bilet ulgowy - 23 zł
Kolejkowo: bilet normalny - 19 zł, bilet ulgowy - 15 zł
Mostek Pokutnic: normalny - 5 zł, ulgowy - 3 zł
ZOO: bilet normalny - 40 zł, bilet emerycki w czwartek - 10 zł
Hala Stulecia: normalny - 12 zł, ulgowy - 9 zł



Upgrade
Wrocław w letniej, choć pochmurnej osłonie.


Świąteczno-noworoczne postanowienie brzmiało „wrócić latem do Wrocławia, by zobaczyć Ogród Japoński”. Trochę silnej woli i się udało. 

Na przedłużony sierpniowy weekend wybrałam się do rodzinnego Poznania. Kupiłam weekendowy bilet (81 zł bez względu na ilość przejazdów pociągami IC i TLK) i w piątek pojechałam do Poznania. Z założenia miałam jechać godzinę dłużej niż zwykle, gdyż trasa Warszawa – Poznań (a ściślej Konin – Poznań) jest w remoncie. Jednak zamiast dotrzeć o 22.55 dotarłam przed 01.00. Do Wrocławia planowałam pojechać w sobotę. Zdecydowałam się na pociąg o 9.15 z pod warunkiem, że przyjedzie punktualnie ze Szczecina. Pociąg do Poznania dotarł na czas, ale niestety do Wrocławia dojechałam prawie z dwugodzinnym opóźnieniem. Do tego było pochmurnie i wietrznie. Zupełnie inny Wrocław, niż ten który mnie oczarował zimą. Poza opóźnieniami, niesprzyjającą pogodą, miałam wrażenie że do Wrocławia zjechali się chyba wszyscy, którzy nie przebywali w tym czasie na urlopie… Ale od początku...

Z dworca udałam się tramwajem do Hali Stulecia, która znajduje się w sąsiedztwie Ogrodu Japońskiego.




Ogród Japoński założony został na Wystawę Ogrodniczą, która odbywała się w ramach Wystawy Stulecia w 1913 roku. Urządzono go wokół dawnego stawu Ludwiga Theodora Moritza-Eichborna w obrębie obecnego Parku Szczytnickiego. Ogród został projektowany i urządzony przez znanego japonistę Fritza von Hochberga. W 1995 roku rozpoczęto gruntowny remont ogrodu. Niestety dwa lata później wielka powódź, która przeszła przez Wrocław, zniszczyła ogród.
Ogród przeszedł ponownie remont. Japończycy postanowili zrobić to nieodpłatnie. Ponowne otwarcie nastąpiło w październiku 1999 roku.


Ogród ten to połączenie kilku typów ogrodów japońskich: publicznego, wodnego, związanego z ceremonią picia herbaty i kamienistej plaży. Do ogrodu wchodzi się przez bramę Sukiya-mon, a na jego terenie można zobaczyć most Taiko Bashi, pawilon herbaciany Azumaya, altany wypoczynkowe, lampy oraz wodospad męski Otoko-daki i żeński Onna-daki 
Zgromadzone w ogrodzie kamienne dekoracje powstały w XVIII i XIX wieku i pochodzą ze zlikwidowanych dawnych ogrodów japońskich.


Florę tworzy 78 gatunków roślin z Azji, w tym 38 typowych dla Japonii.








Po spacerze w Ogrodzie udałam się tramwajem do centrum. Tym razem z dołu rzuciłam okiem na Most Czarownic w Kościele św. Marii Magdaleny


i chodziłam po miejscach, które były mi doskonale znane.


Na Starych Jatkach  Pomnik Zwierząt Rzeźniczych został ubogacony nowym zwierzątkiem.



Legenda mówi, że nazwa kamieniczek Jaś i Małgosia tworzących bramę do byłego cmentarza, pochodzi od przestraszonych dzieci trzymających się za ręce, jak w bajce o Jasiu i Małgosi. Podobnie jak te dzieci, trzymają się te dwie kamienice…








Tym razem przyjrzałam się dokładniej wieży kościoła św. Elżbiety i znalazłam taką oto płaskorzeźbę.
Kilka lat po przejęciu kościoła przez protestantów przyszła nawałnica, która zerwała z wieży hełm. Spadł on na ówczesny cmentarz. Katolicy uznali to za wyraz gniewu Boga za przejęcie kościoła przez protestantów. Protestanci uznawali zaś to samo zdarzenie za dobry znak z niebios, gdyż nikomu się nic nie stało. Dlatego też na pamiątkę wmurowali scenę rozpadającej się wieży. Hełm unoszony jest przez anioły, co przypomina o tym, że nikomu się stała się krzywda… Choć jednak była jedna ofiara tej katastrofy. Był to kot, dlatego też często ta płaskorzeźba nazywana jest epitafium dla kota.


Potem spacerowałam po Rynku. Chciałam sfotografować fontannę, która zimą nie działa. Niestety, kiedy przyszłam również była wyłączona.



Gdy Cię smutek dopada, najlepsza czekolada.
Zwiedzając wrocławskie uliczki, skuś się na nasze pyszne tabliczki!





Tak jak zimą, udałam się na Plac Solny. Warto zwrócić uwagę na Dom pod Murzynem. Kamienica stała tu już w średniowieczu. W 1928 roku architekt miejski Hajfy w Izraelu Adolf Rading zaprojektował nową modernistyczną fasadę. Rzeźba nawiązuje do słynnego rzeźbiarza Eugeniusza Stankiewicza. Odlew jest tak dokładny, że można nawet zobaczyć, że artysta miał przepuklinę…





Zmierzając w kierunku dworca dotarłam przed Teatr Lalek. Budynek pochodzi z lat 70. XIX wieku. Przed nim stoi fontanna z rzeźbami. Na początku mieściła się tu resursa kupiecka.


Niestety przez późniejszy dojazd do Wrocławia, nie zdążyłam wjechać na Sky Tower. Udało mi się dotrzeć pod wieżowiec i szybkim krokiem udałam się na dworzec. Choć spodziewałam się, że skoro dwa ostatnie przejazdy pociągiem były opóźnione to i ten do Poznania, też zapewne będzie opóźniony, zwłaszcza że pociąg jechał ze Szklarskiej Poręby. 


 

Kiedy przyszłam na dworzec okazało się, że pociąg był spóźniony prawie godzinę...



Ceny (sierpień 2017):
Bilet wstępu do Ogrodu Japońskiego - 4 zł (normalny)