Podlasie - odsłona 2


Z tęsknoty za podróżami wybraliśmy się na krótki wypad na Podlasie. Jest ono nam w pewnej części znane, gdyż już odwiedziliśmy je 8 lat temu i wiedzieliśmy, że nadejdzie w końcu ten moment, kiedy znów tu przyjedziemy. Czerwiec 2020 roku to czas, kiedy powoli cała Polska zaczęła wyruszać na polskie szlaki. Zatem na długi weekend wybraliśmy się na wschód. W drodze do Kruszynian, zatrzymywaliśmy się w Pentowie, Tykocinie, Krainie Otwartych Okiennic, Odrynkach i Jałówce. Niewątpliwie był to bardzo piękny dzień, bogaty w turystyczne atrakcje.


Pierwszy przystanek zaplanowany był w Pentowie. Pentowo od 2001 roku szczyci się prestiżowym tytułem Europejskiej Wioski Bocianiej, przyznawanym przez organizację proekologiczną Euronatur. Każdego roku otrzymuje go jedna europejska wieś lub gmina. Pentowo jest jednocześnie położone na trasie Podlaskiego Szlaku Bocianiego.


Pentowo, 10 lat przed otrzymaniem tytułu, bociany upodobały sobie dachy, słupy i szczyty drzew, które zostały połamane przez wichurę. Później Towarzystwo Ochrony Ptaków zbudowało ponad 20 platform do tworzenia gniazd. Wkrótce powstały również obserwacyjne platformy dla turystów.



Wbrew powszechnym opiniom głównym pokarmem bocianów są myszy, jaszczurki i węże, a żaby jadają rzadko.


www.pentowo.pl

Kolejną miejscowością był Tykocin, o którym wspominałam przy pierwszym naszym wyjeździe. Tradycyjnie zobaczyliśmy Synagogę (niestety w uroczystość Bożego Ciała była zamknięta), a potem Kościół Rzymskokatolicki p.w. Trójcy Przenajświętszej. Obydwa obiekty od naszej poprzedniej wizyty w tym miasteczku, zostały odremontowane.



Zwiedziliśmy za to Dom z końca XIX wieku, mieszczący się przy Placu Czarneckiego 10.


Potem udaliśmy się na Zamek, a w związku z tym, że byliśmy w środku ostatnim razem, zobaczyliśmy go tylko zewnątrz.


Przed nami była tajemnicza podróż do Krainy Otwartych Okiennic. Zalicza się do niej takie malownicze wioski jak m.in. Soce, Puchły i Trześcianka.

    

Kraina powstała za sprawą Romana Kalskiego i Mirosława Stepaniuka, którzy widząc zainteresowanie zagranicznych turystów drewnianą architekturą ludową, zaktywizowali mieszańców tych trzech wsi do odświeżenia wyglądu swoich chałup. W rezultacie nie tylko odnowiono XIX-wieczne domy, lecz także rozpoczęto starania o zachowanie tutejszych tradycji.


W miejscowościach tych, jak nigdzie indziej w Polsce ludzie bogato dekorują swoje domy, a zwłaszcza okiennice. W ten sposób ludność prawosławna pochodzenia białoruskiego kultywuje swoją tradycję. Każda ze wspomnianych wiosek ma dodatkową charakterystyczną atrakcję.

W Soce można zobaczyć różnorodne w formie i dekoracji przydrożne krzyże. Niektóre z nich to wota dziękczynne za ustąpienie zarazy z 1895 roku.

Niebieska cerkiew prawosławnej parafii p.w. Opieki Matki Bożej stoi w Puchłach. Według legendy nazwa wsi wzięła swój początek od cudownego uzdrowienia mężczyzny żyjącego w szałasie, w miejscu gdzie dziś stoi cerkiew. Chory człowiek cierpiał na nieuleczalną opuchliznę i codziennie modlił się za wstawiennictwem Maryi o uzdrowienie. Gdy pewnego dnia ujrzał na szczycie lipy ikonę Matki Bożej, został uleczony.


Cerkiew została wniesiona na planie krzyża, z prezbiterium zamkniętym trójbocznie od wschodu i kruchtą nakrytą dzwonnicą od zachodu. Nad nawą góruje cebulasta kopuła wzniesiona na ośmiobocznym tamburze (symbol Jezusa Chrystusa), otoczona przez cztery mniejsze kopułki (symbol czterech ewangelistów).


Natomiast w Trześciance zachwyca - nie tylko przyjezdnych - zielona Cerkiew św. Michała Archanioła.


Zazwyczaj kolor niebieski oznacza, że cerkiew lub wieś jest powierzona Matce Boskiej, a zielony oznacza związek z Duchem Świętym lub z jakimś męczennikiem. Czasami jednak kolor wybierany jest jedynie ze względów estetycznych.

Architektura przystanków też nawiązuje do lokalnej tradycji.



Po drodze towarzyszyły nam gniazda bocianie.



Następnie pojechaliśmy do Odrynek. Na uwagę zasługuje tu jedyny w Polsce Skit Świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich.Ta prawosławna pustelnia dla mnichów znajduje się na wysepce położonej na rozlewiskach Narwi, a ze wsią Odrynki jest połączona drewnianą kładką.


Dawno temu w uroczysku Kudak na Narwią, była pustelnia założona przez mnichów z monasteru prawosławnego w Supraślu. W 1518 roku księciu Michałowi Wiśniowieckiemu ukazała się tutaj ikona św. Antoniego Kijowsko-Pieczerskiego. Gdy książę zbłądził na tych bagnach, prosił Boga, by pomógł mu się stąd wydostać. Wtedy ukazała mu się ikona św. Antoniego i wskazała drogę. To był znak od Boga. Na obszarze, na którym książę Wiśniowiecki spotkał cudowną ikonę, jako ówczesny przełożony monasteru supraskiego, wybudował kaplicę, która stała się początkiem nowej pustelniczej wspólnoty zakonnej.




Tradycję życia monastycznego nad rzeką Narwią odbudowywał archimandryta Gabriel (Giba), który zmarł w 2018 roku i został pochowany na terenie Skitu.


https://skit.odrynki.pl/skit,informacje


Przedostatnim punktem naszej podróży tego dnia były ruiny Kościoła św. Antoniego w Jałówce.


Historia tego kościoła jest dość zawiła, bowiem jest ona związana z historią innego kościoła. W drugiej połowie XIX wieku władze carskie odebrały mieszkańcom pierwotnie katolicką świątynię i rozpoczęły nawracanie na prawosławie. Mieszkańcy Jałówki nie poddali się tym represjom i usilnie starali się o pozwolenie na budowę własnego kościoła. Na początku XX wieku wybudowano dla parafii katolickiej kościół pw. św. Antoniego. W 1919 roku po odzyskaniu przez Polskę niepodległości władze oddały katolikom przerobiony na cerkiew pierwszy kościół. Poświęcono go 25 czerwca 1922 roku i odtąd jest to kościół pw. Przemienienia Pańskiego i św. Michała. Tym samym w Jałówce funkcjonowały jednocześnie dwie katolickie parafie. Sytuacja taka istniała do 1944 roku, kiedy to wycofujące się z frontu wojska niemieckie wysadziły wieżę kościoła i bardzo mocno uszkodziły kościół św. Antoniego. Po decyzji władz kurii w 1957 roku o nieodbudowywaniu zburzonego kościoła, mieszkańcy skupili się wokół świątyni Przemienienia Pańskiego. To co zostało z kościoła po 1944 roku, można oglądać do dziś w niezmiennym stanie.
W ruinach kościoła św. Antoniego  co roku w dzień Świętego Antoniego odprawiana jest msza odpustowa.



Pod koniec dnia dotarliśmy do znanych nam Kruszynian. Rezerwację mieliśmy w niesamowitym miejscu - w Zajeździe Tatarskim Na końcu świata.


Jeśli nie musisz nocować w hotelu 4 czy 5*, potrafisz zrezygnować z wszelkich wygód, a urlop nie kojarzy się tylko ze zabiegami w SPA, to polecam to miejsce, bo warto choć na kilka chwil znaleźć się gdzieś na końcu świata.


Jeśli nie możesz samodzielnie odciąć się od sieci komórkowej i Internetu, to jest to miejsce, w którym świat zadecyduje o tym za Ciebie. Tak, to jest jedno z nielicznych miejsc, gdzie w trzech sieciach nie mieliśmy zasięgu. Na dodatek trzeba było uważać, bo kilkukrotnie zalogowaliśmy się do sieci białoruskiej, a to nie wróży tanich połączeń. Lubię taką siłę wyższą.
Agroturystykę prowadzi p. Marta, niesamowity wulkan energii. Sprawia, że obiekt ma duszę.


Jeśli nie uda Ci się tutaj zamieszkać, to chociaż skosztuj wyśmienitych dań kuchni wschodniej i tatarskiej (solianka, cepeliny, babka ziemniaczana po tatarsku, czebureki, pieremiacze i dużo innych).


Drugi dzień rozpoczął się niezaplanowanym wcześniej spacerem w Arboretum im. Powstańców 1863 roku, (poleconym przez Andżelikę z Zajazdu). Arboretum znajduje się w Kopnej Górze. Zgromadzono tu około 5 000 gatunków i odmian drzew oraz krzewów.




W połowie czerwca kwitną tutaj rododendrony.




W pobliżu Arboretum w Kopnej Górze spoczywają szczątki 46 powstańców listopadowych z 1831 roku, którzy zginęli podczas bitwy pod Sokołdą. Ich zbiorową mogiłę odkryli historycy z Collegium Suprasliense w 2009 roku.



Potem pojechaliśmy do Świętej Wody.


Legenda głosi, że w 1719 roku tutejszy szlachcic za sprawą wody z cudownego źródełka został tu uzdrowiony ze ślepoty. Z wdzięczności ufundował sanktuarium, które stało się lokalnym centrum pielgrzymkowym.


Przybywający tu pątnicy nabierają wody ze źródełka, odwiedzają grotę, na pobliskim wzgórzu zostawiają od 1996 roku krzyże wotywne, a w kościele proszą o łaski przed obrazem Marki Boskiej Bolesnej.


Pierwszy krzyż przywiózł proboszcz z Litwy, gdzie również znana jest tradycja stawiania krzyży, a niewątpliwie na nowy zwyczaj katolicki wywarła wpływ nieodległa prawosławna Grabarka.




Następnie udaliśmy się do Zamczyska i Czarnej Wsi Kościelnej, czyli Szlakiem Rękodzieła Ludowego. Szlak pozawala poznać wielowiekową tradycję rękodzieła.

Zamczysk to centrum wytwarzania akcesoriów kuchennych z drewna, takich jak łyżki czy misy.



Pracownie garncarskie kultywują XVIII-wieczne tradycje ręcznego wyrobu ceramiki. Głównym ośrodkiem tej sztuki jest Czarna Wieś Kościelna.




 Mieliśmy jeszcze w planach inne miejscowości, ale niestety pandemia spowodowała, że turystyka w tym obszarze zamarła i kilka warsztatów nie było przygotowanych na przyjmowanie gości.


Na koniec zajechaliśmy na obiad do Sokółki. Zobaczyliśmy niestety tylko z zewnątrz Cerkiew p.w. św. Aleksandra Newskiego.




A potem znów udaliśmy się... na koniec świata.


Sobota była rowerowa. Z naszej agroturystycznej kwatery wypożyczyliśmy rowery i udaliśmy się przed siebie.

      

Wieczorem odwiedziliśmy jeszcze Meczet. Tatar i przewodnik w jednej osobie Dżemil Gembicki z ogromną pasją opowiedział nam historię polskich Tatarów.


Wieś Kruszyniany została założona w XVI wieku, a XVII wieku z nadania króla Jana III Sobieskiego otrzymali ją Tatarzy, którzy walczyli z Turkami po stronie Rzeczypospolitej. Wedle zapisów, do Kruszynian przyjechało 45 rodzin tatarskich. W większości Tatarzy w tych okolicach byli mężczyznami i pozwolono im żenić się z miejscowymi kobietami i wychowywać dzieci w Islamie. Otrzymali szlacheckie nazwiska, takie jak Aleksandrowicz, Bohdanowicz, Popławski czy Murawski. Imiona mają już turecko-arabskie, jak na przykład Selim czy Mustafa oraz starotestamentowe: Adam, Ewa... Dziś na około 30 rodzin, przypadają 4 rodziny muzułmańskie. W Polsce Muzułmanów żyje około trzech tysięcy. Większość z nich mieszka na Podlasiu, a prawie tysiąc w Białymstoku.
Zielony meczet powstał pod koniec XIX wieku. Meczet z zewnątrz przypomina bardziej cerkiewkę lub kościół, bo Tatarom zbudowali go miejscowi, tak jak potrafili...
Za meczetem znajduje się cmentarz (mizar). Zwozi się tutaj zmarłych z różnych zakątków Polski. Najstarszy kamień nagrobny na cmentarzu jest z 1699 roku, gdyż drugi raz w tym samym miejscu zmarłych nie chowa się.


Czwarty, ostatni dzień, był czasem powrotu do domu.

Wpierw pojechaliśmy do Rezerwatu Pokazowego im. Władysława Szafera. Znajdują się tu oddzielne wybiegi dla poszczególnych gatunków zwierząt - żubra, łosia, jelenia, sarny, dzika, wilka, rysia oraz żubronia, będącego efektem skrzyżowania żubra z krową.




Potem udaliśmy się do Białowieży. Zobaczyliśmy to, co ominęliśmy ostatnim razem, czyli Białowieżę Towarową.



Jest to jedyny zachowany w Polsce w całości drewniany kompleks kolejowy. Dworzec powstał w 1903 roku wraz z pasażerskim dworcem Białowieża Pałac dla samego cara Mikołaja II. Była zapleczem technicznym dla Pałacu, ale też przyjmowała zwykłe miejskie pociągi.

Białowieża Towarowa jeszcze w latach 90. zeszłego stulecia przyjmowała pociągi z Warszawy czy Białegostoku. Jej kolejowy żywot zakończył się w 1993 roku, ale stacja dostała drugą szansę. Mieści się w niej Restauracja Carska.

  

W ceglanej wieży ciśnień powstały za to apartamenty. Jeśli jednak ktoś chciałby zatrzymać się tu na nocleg, musi to zrobić z dużym wyprzedzeniem.

Ostatnim punktem naszej wycieczki był Drohiczyn. Zatrzymaliśmy się tam głównie, by zjeść obiad, ale szkoda byłoby ominąć Górę Zamkową z widokiem na Bug.
Nazwa sugeruje, ze niegdyś stał tu bardzo ważny zamek. Powstał on w XIV wieku, a wcześniej stał tu drewniany gród. Na zamku w Drohiczynie mieścił się sąd grodzki oraz siedziba królewskiego starosty grodowego. Budowla popadła w ruinę podczas potopu szwedzkiego i nie została odratowana, tym bardziej, że swoich zniszczeń dokonał tu Bug, podmywając górę.




Na Górze Zamkowej w 1928 roku, w 10-tą rocznicę odzyskania niepodległości, stanął obelisk pamiątkowy.


W południowo-wschodnim rogu rynku znajduje się murowana cerkiew prawosławna pw. Świętego Mikołaja Cudotwórcy z końca XVIII wieku. Pierwotnie była to cerkiew unicka, później przekształcono ją w prawosławną i przebudowano w stylu klasycystycznym.



Pentnowo (Europejska wieś Bociania) - Tykocin - Soce, Puchły - Trześcianka - Odrynki - Jałówka - Kruszyniany 
- Kopna Góra - Święta Woda - Zamczysk - Czarna Wieś Kościelna - Sokółka 
- Rezerwat Pokazowy żubra - Białowieża - Drohiczyn

3 komentarze:

  1. Trochę podobną trasę miałam przygotowaną na miesiąc maj, ale pandemia wyjazd pokrzyżowała. Teraz przeciągnie się to w czasie. Dowiedziałam się jednak od Ciebie o nowych, ciekawych miejscach, które warto tam zobaczyć.
    To była wspaniała i niezwykle interesująca podróż. Dzięki, pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Życzę wielu wrażeń i pięknej pogody. Czekam na miejsca, które Ty też odkryjesz i będziesz polecać, bo głęboko wierzę, że Podlasie ma turystyczny potencjał...

      Usuń
    2. Wiem, że jest piękne i ma mnóstwo fantastycznych miejsc, wiem to z blogów, Internetu i zachwytów siostry, która właśnie stamtąd wróciła:)))

      Usuń