TUNEZJA - El Jem, Matmata, Duz, Tauzar, Shabikah, Kairuan, Hammamet, Sidi Bou Said, Kartagina, Tunis


Od wpisu z Tunezji powinnam była zacząć przygodę z blogiem, bowiem to najstarsze wakacje (z 2004 roku), których opis pojawia się na Manii Wojażowania.  Były to pierwsze wakacje z moim nowym wówczas aparatem cyfrowym. A czym byłby blog o podróżach bez odpowiednich zdjęć?

Wakacje w Tunezji spędziłam z Kingą. Nie wiem, czy słowo „spędziłam” w tej sytuacji nie jest nadużyciem, ponieważ raczej tylko z nią wyjechałam z Polski i po tygodniu wróciłam. W Tunezji nasze drogi trochę się rozeszły. Kiedy doleciałyśmy na miejsce i przyszło do planowania wycieczek fakultatywnych, okazało się, że moja koleżanka jednak nie będzie mi towarzyszyć podczas dwudniowego wypadu dookoła Tunezji. Może dobrze się stało, że dowiedziałam się o tym w momencie, kiedy opłaciłam już swoją część, bo miałabym ogromny dylemat, czy sama powinnam jechać. W tym przypadku decyzja została podjęta trochę poza mną. Jedno było pewne, gdybym miała spędzić urlop tylko na plaży, to byłyby to najgorsze moje wakacje. Już pierwszego dnia mogłam się o tym przekonać, kiedy udałyśmy się nad morze. Był to mój pierwszy wyjazd do arabskiego kraju, więc kontakt z lokalną dość napastliwą ludnością był dla mnie koszmarem. Już po kilku godzinach wróciłam z plaży ze łzami w oczach i z marzeniem „jak najszybciej wrócić do Polski”. Na szczęście podczas tour po Tunezji wziął mnie pod swoją opiekę nasz rezydent i pilot Mohammed. Mohammed mówił po polsku, ponieważ w II połowie lat 70-tych studiował w Warszawie na Akademii Wychowania Fizycznego. Pewnie też tam poznał swoją żonę Jadwigę, która po ślubie zamieszkała z nim w Tunezji.
Dzięki tej nowo nawiązanej znajomości o wiele więcej zobaczyłam, gdyż pilot w czasie wolnym starał się mnie nie opuszczać. Pod taką opieką nikt też mnie nie zaczepiał, a wyjazd zaczął mi się podobać.

Następnego dnia skoro świt wyruszyliśmy na południe Tunezji.

Pierwszy przystanek był w El Jem (Al Dżamm). Zobaczyłam tam ruiny olbrzymiego amfiteatru. Obiekt został wzniesiony za czasów cesarza Gordiana, w latach 230-238 n.e. Zabytek ten to dzieło samych Rzymian. Aż trudno w to uwierzyć, że Tunezja, która na mapie jako odrębny kraj istnieje od 1956 roku, ma tak okazałe zabytki.
Tunezyjski amfiteatr jest trzecim na świecie co do wielkości amfiteatrem po Rzymie i Kapui. Jego powierzchnia ma kształt elipsy o obwodzie 427 m, długości 149 m i szerokości 124 m, widownia zaś wznosi się do 36 m, obejmując 5 kondygnacji, a w czasach gdy odbywały się w nim igrzyska potrafiła pomieścić nawet ok. 30 tysięcy ludzi. Ze względu na swą okazałość amfiteatr w El Jem  przez niektórych nazywany jest „tunezyjskim Koloseum”. (Trzeba pamiętać, że nie każdy amfiteatr jest Koloseum, bowiem Koloseum to nazwa własna nadana w średniowieczu amfiteatrowi w Rzymie). Amfiteatr w El Jem wykorzystywano głównie w celach rozrywkowych, ale pełnił on również funkcję obronną - w tych murach pod koniec VII wieku broniła się przed Arabami księżniczka berberyjska Al-Kahina.
Amfiteatr zagrał też w niejednym filmie. Między innymi tu powstawały zdjęcia do Gladiatora.
Zabytek ten został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1979.



Potem dojechaliśmy do Matmaty, która bywa nazywaną również wioską troglodytów, ponieważ od dawna tubylcy tutaj mieszkający żyją pod ziemią w domostwach wydrążonych piaszczysto-gliniastych skałach. Jeżeli chciałby ktoś poczuć klimat takiego mieszkania, to zapraszam do obejrzenia Makłowicza w podróży (Tunezja u Berberów).
Udało nam się odwiedzić jeden z takich tradycyjnych (czyt. wzorcowych) berberyjskich domów. Niski korytarz zaprowadził nas przez wewnętrzne podwórko do kilku pomieszczeń, stanowiących np. groty sypialne. Na biało pomalowane ściany były ozdobione kilimami, a maty do spania zostały położone bezpośrednio na klepisku.
Największą zaletą podziemnych domów jest to, że utrzymują chłód w czasie największych upałów, a zimą jest w nich ciepło. Poza tym można je w prosty i szybki sposób rozbudowywać, gdyż w razie potrzeby łatwo wydrążyć kolejną izbę.





Tunezja to bardzo filmowy kraj. Plenery były wykorzystywane m.in. przez Lukasa, który został niewątpliwie zainspirowany skalnymi berberyjskimi domkami i nakręcił tutaj sceny do Gwiezdnych wojen.


Na nocleg udaliśmy się do oazy Duz (Douz), która często jest nazywaną  „Bramą Sahary”. Znajduje się tutaj ogromne osiedle, którego ludność żyje z plantacji palmy daktylowej. W Duz jest również ośrodek hodowli wielbłądów, dlatego też przejażdżka na wielbłądzie po pustyni należy tu do głównych atrakcji turystycznych.
Tu też realizował swoją audycję Robert Makłowicz (Makłowicz w podróży - U wrót Sahary).


Z Duz wyjechaliśmy wcześnie, by móc być świadkiem, jak budzi się dzień na Saharze.


Dotarliśmy tuż pod granicę z Algierią nad Szott el-Dżerid - największe na Saharze słone jezioro o powierzchni 5200 km².
Przez większą część roku jest ono jeziorem bez... wody. W porze suchej Szott el-Dżerid to płaska z małymi górkami, biała powierzchnia soli wykrystalizowanej po odparowaniu wody.




Kolejnymi atrakcjami w naszej podróży były dwie oazy: Chabika i Tamerza.


W pierwszej, jak przystało na kraj arabski miałam chwilowego narzeczonego, który chciał mnie zwyczajowo kupić za wielbłądy i mercedesy. Nawet nauczył się mówić po polsku. Zadzwonił do swojej mamy i przez nie najnowszy telefon  komórkowy znanej marki powiadomił ją że szuka żony "ślepej, głuchej i niemowy" (chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego?). No cóż, ja przynajmniej na razie tych warunków nie spełniam. Co ciekawe, Boujemaa (tak miał na imię) jeszcze przez dwa lata dzwonił do mnie w Nowy Rok i składał życzenia, a kiedyś nawet dostałam od niego list z jego zdjęciem.




Te okolice również służyły za plenery. To właśnie tu kręcono sceny do filmu Angielski pacjent.



Potem przy dźwiękach muzyki arabskiej jeździliśmy jeepem  po piaskach pustyni.  Dojechaliśmy do małej oazy Tamerza. W październiku 2000 roku kręcono tutaj niektóre sceny, tym razem do polskiego filmu, W pustyni i w puszczy.

Potem ukazały nam się wysokie ściany kanionu i wodospad.


Były tam oczywiście także stragany...



W drodze powrotnej do Hammametu zatrzymaliśmy się w Kairuan. To najstarsze arabskie miasto w Tunezji i najważniejsze miasto Islamu w Tunezji, a czwarte po Mekce, Medynie i Jerozolimie.


Kiedyś przeczytałam gdzieś taką historię, że w trakcie arabskiego podboju około 670 roku, idące na zachód wojsko zatrzymało się w tutaj na postój. Jakiś żołnierz znalazł złoty kielich, w którym wódz Okba Ibn Nafi rozpoznał naczynie zagubione w Mekce. Podobno był to legendarny Święty Graal.


Zanim postawiono w Kairkuan meczet, ten który mogliśmy zobaczyć, stał tu inny. Niestety on nie ocalał. Obecny pochodzi z 836 roku. Do jego budowy wykorzystano podobno materiał z amfiteatru w El Jem. 414 kolumn pochodzi z różnych rzymskich budowli na terenie Afryki. Legenda głosi, że jeśli ktoś je wszystkie policzy, to oślepnie. Minaret jest prawdopodobnie najstarszym na świecie, został zbudowany ok. 730 roku, czyli jest starszy o 100 lat od pobliskiego meczetu.
Przed meczetem znajduje się mały cmentarz Ouled Farhane z bielonymi wapnem płytami nagrobnymi.




Kairuan to również filmowe miasto. Zostały tu nakręcone zdjęcia do filmu Indiana Jones i Poszukiwacze Zaginionej Arki - Kairuan posłużył reżyserowi Stevenowi Spielbergowi za egipski Kair.

Gdzieś w Kairuan na przystanku autobusowym. Zwróćcie proszę uwagę na chodnik.



Po powrocie jeszcze kilka razy z moim rezydentem wybrałam się do centrum Hammametu (co  po arabsku znaczy „łaźnie”).
Hammamet dzieli się na dwie części: stary fort w murach, którego mieści się medina (stare miasto) i nowa część Yasmine Hammamet, która zrobiona jest pod turystów. Przed wejściem do nowej częsci stoi armia Hannibala, ruszająca do ataku na grzbietach bojowych słoni.




  


Jeden dzień przeznaczyłyśmy na relaks na statku pirackim. Młodym dziewczynom mimo wszystko lepiej być wśród innych turystów, niż na plaży..., a atrakcji na statku nie brakowało - zajęcia z tańca, kąpiel w środku zatoki, opalanie, tunezyjski posiłek i miętowa herbatka, która jak nic innego gasi pragnienie...



Po krótkim odpoczynku w Hammamecie, tym razem już z Kingą wybraliśmy się do Sidi Bou Said, Kartaginy i Tunisu.




Spacerując klimatycznymi brukowanymi uliczkami Sidi Bou Said mijałyśmy białe mury domów z niebieskimi okiennicami (muszarabami), kratami i drzwiami. Kolor niebieski zgodnie z tradycją odstrasza dżiny, które jako utkane z niebieskiego dymu, tej barwy nie zauważają. Mówi się, że wśród dżinów jest wiele złych duchów, więc miasteczko staje się dla nich niewidoczne. Spotkałam się też z bardziej przyziemną interpretacją koloru niebieskiego. Mianowice, że koloru tego nie lubią muchy i dlatego błękitne miasta omijają one z daleka.




Sidi Bou Said jest także świętym miejscem muzułmanów. Pochowany tu został szczególnie czczony marabut. Na tyłach głównego meczetu znajduje się mauzoleum Abu Saida, od którego miasteczko wzięło swą nazwę.
Z Sidi Bou Said związana jest jeszcze jedna legenda, według której król Francji Ludwik IX Święty wcale nie zmarł podczas wyprawy krzyżowej (na dżumę) i nie został pochowany pod Kartaginą, lecz zakochawszy się w berberyjskiej księżniczce potajemnie nawrócił się na islam. Tak francuski król, po zmianie nazwiska na Abu Said, rozpoczął zupełnie nowe życie. Umarł ze starości w jednym z pałaców Sidi Bou Said, gdzie chciał spędzić. Wkrótce króla uznano za świętego, gdyż potrafił uzdrowić po ukąszeniu skorpiona, zaś po śmierci został okrzyknięty patronem... piratów.

 
W tych biało-niebieskich zakamarkach można poszukać kawiarni Cafe de Nattes, urządzonej w mauretańskim stylu, w której spotykali się kiedyś europejscy pisarze np. Albert Camus czy Simone de Beauvoir.


Z Sidi Bou Said pojechaliśmy do Kartaginy. Kartagina w starożytności była miastem-państwem (polis) Fenicjan, którzy w III wieku p.n.e. za największych wrogów mieli Rzymian. W rezultacie nie udało jej się przetrwać trzech wojen punickich i Kartagina została podbita i zniszczona przez Rzymian. Rzymianie w miejscu starej Kartaginy stworzyli swoje własne miasto. Łaźnie, domy, cysterny i bazyliki, odwiedzane dziś przez turystów są więc pozostałością po Rzymianach, a nie pierwszych mieszkańcach Kartaginy.


Od XIX wieku prowadzone są w Kartaginie prace archeologiczne. Najstarsze odnalezione ślady pochodzą z połowy VIII wieku p.n.e. Dziś już wiemy, że mury wokół miasta miały aż 32 km długości, a głównymi jego dzielnicami były: m.in. akropol i dzielnica portowa.


Będąc w Kartaginie dostaliśmy od przedstawiciela biura niespodziewany telefon. Samolot, którym mieliśmy następnego dnia wylecieć do Polski, miał zabrać nas o całe 12 godzin wcześniej. Oznaczało to, że musieliśmy czas pobytu w Tunisie skrócić do minimum, by dojechać do Hammametu, spakować się, w środku nocy opuścić hotel i udać się na lotnisko

Stolicę Tunezji zaczęliśmy zwiedzać od Muzeum Bardo. Muzeum powstało w 1888 roku w dawnych pałacach wybudowanych przez bejów z dynastii Muradytów. To małe muzeum w II połowie XX wieku zostało przekształcone w Muzeum Narodowe Bardo. Dziś jest największym muzeum archeologicznym w Tunezji. Znajduje się tu wiele cennych zbiorów rzymskich mozaik, rzeźb i kamiennych sarkofagów.





W Tunisie podziwiałam również rzymskokatolicką katedrę św. Wincentego. Kościół powstał w latach 1893-1897. Wybudowano go stylu bizantyjsko-arabsko-gotyckim. Katedra ma 54 m wysokości, 76 m długości i 11 m szerokości.
Św. Wincenty a Paulo został patronem kościoła katedralnego ze względu na związki, jakie łączyły go z tym krajem. Św. Wincenty po uprowadzeniu do niewoli został wywieziony do Tunisu. Po odzyskaniu wolności zaangażował się w poprawę losu i wyzwolenie niewolników.  

Podczas pielgrzymki do Tunezji w 1996 roku, papież Jan Paweł II odprawił mszę św. w tej katedrze.


Niedaleko katedry jest Plac Zwycięstwa, przy którym znajduje się jedna z bram Bab Bar (brama francuska) prowadząca do Mediny, czyli najstarszej części miasta.


To był ostatni punkt wyjazdu. Wróciliśmy do Hammametu.
Zgodnie z telefonem odebranym w Kartaginie, w środku nocy byliśmy gotowi do opuszczenia Tunezji.


Jedyną korzyścią ze skróconego wakacyjnego pobytu był przepiękny widok na wśród słońca z okna samolotu.



(Hammamet) - El Jem - Matmata - Douz (Duz) - Tamerza - Chebika (Shabikah) - Kairuan - Hammamet - Sidi Bou Said - Kartagina - Tunis - (Hammamet)

1 komentarz: